Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zaćmiło mi się w oczach; trunek uderzył mi na mózg. Zamiast wyjść, jak to sobie postanowiłem, padłem napowrót ciężko na krzesło...
— Chwała Bogu! — powiedział wtedy grubo się śmiejąc Hieronim Aubert — oto w tej chwili wiemy, że z ciebie dobry chłopiec... Cóż u diabła, przyjaciele to przecież nie żadni turcy lub inni niewierni i nie można im robić takiej impertynencji jak to chciałeś zrobić przed chwilą!... Za twoje zdrowie, poczciwy Piotrze! Łyknij mi to zaraz po wojskowemu w dwóch tempach i jednem poruszeniu!
Mówiąc to napełnił mój kieliszek, a ja nie spostrzegłszy się nawet, wypróżniłem go znowu...
Od tej chwili nic już nie pamiętam, co się ze mną działo, wspomnienia moje, pokrywa jakby ciemna mgła niepamięci!.... Ostatnie słowa Hieronima, które sobie wyraźniej przypomniam, są następująco: — „Mężczyzna jest przecież mężczyzną!... Cóż u diabła!... mąż w domu powinien rządzić i nie pozwalać babie wodzić się za nos!...“
Od kilku chwil byłem, jak to wam już powiedziałem, porwany tym strasznym wewnętrznym szałem pijaństwa, nie zdradzającym się niczem na zewnątrz. Szał taki gdy mnie opanuje, popycha mnie do najdzikszych i niczem niewytłomaczonych czynów...
Słowa Hieronima Auberta należały przecież do rzędu tych, które się tysiące razy powtarzają we wszystkich, szynkach na świecie całym. Czyż mogły one mnie obrazić?... Nie rozumiem tego w tej chwili, i wy, którzy mnie słuchacie, pewnie także nie rozumiecie...