Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ku wszystko, odprowadzono mnie do cyrkułu gdzie przepędziłem noc i część dnia następnego....
Skoro wyszedłem, byłem trzeźwy, zawstydzony, pomieszany i bardzo niespokojny. A było czego!...
Pobiegłem do ojca Lorrain. Przyjął mnie gorzej niż psa. Powiedział mi, że w następstwie tego co się stało dnia poprzedniego w jego oczach, cofa swoje słowo; nakoniec dodał, że człowiek który się tak upija nie będzie nigdy jego zięciem... i zakończył, że prędzej by przeklął swoją córkę niżeliby mi ją oddał...
Prosiłem, błagałem, płakałem, dawałem najuroczystsze słowo... Wszystko to na nic się nie zdało. Stary mularz był niewzruszony, jak kamień.
Zuzanna przysięgła mi, że niczyją nie będzie tylko moją! Postanowiłem czekać!....
Nie czekałem długo. Pod koniec roku na głowę biednego Lorrina spadł wielki kamień 300 funtowy.
— Zuzanna ciężko strapiona myślała, że się już nigdy nie pocieszy; pocieszyła się jednakże, po sześciu miesiącach żałoby, ożeniłem się z nią...
Piotr Landry ukrył twarz w dłoniach, i przez kilka chwil utonął w smutnych wspomnieniach... Skoro podniósł głowę dla dokończenia opowiadania, twarz jego zalana była łzami.
— Ah! — mówił — byłem bardzo szczęśliwy!....
Moje szczęście było tak wielkie, tak pełne, że samo wspomnienie o tych chwilach przejmuje mnie do głębi duszy; dziś, kiedy nieszczęście zawisło nademną, kochałem Zuzannę i ona mnie kochała. Nasze biedne gospodarstwo było rajem, w którym rozkoszne dni nasze płynęły...