Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ah! — jęknął cieśla — nie będę rozwlekłym... Ja opowiadać nie umiem. Chcę wam jednak skreślić wszystko tak jak było. Jest temu dwie godziny, na samym początku przyjęcia, które tak smutno dla mnie się skończyć miało, kilku z was dziwiło się memu uporowi picia wody... i nic więcej prócz wody...
Odpowiedziałem im, że wino mi szkodzi, że po niem choruję... Nie kłamałem wtedy... Wino jest moim śmiertelnym wrogiem. Ono mnie zgubiło!... Ono jedynie jest przyczyną wszystkich moich błędów, wszystkich nieszczęść mojego życia!... niech będzie przeklęte!... niech będzie przeklęte!...
Piotr Landry obtarł dwukrotnie chustką czoło zalane potem, i mówił dalej:
— Z tego co wam powiedziałem nie sądźcie, żebym był kiedykolwiek z amatorstwa nałogowym pijakiem, i żem się upijał bez przerwy... Nie, nic na świecie nie byłoby mylniejszem... Ja się nie chcę chwalić, ale muszę powiedzieć prawdę, tak na moją stronę jak i przeciw sobie... W młodości mojej uchodziłem za dobrego człowieka i bardzo pracowitego; więcej myślałem o mojej robocie jak o szynku.
Lubiłem wino tak jak je lubią inni, ale się niem nie upijałem nigdy, ani w niedzielę ani w poniedziałek, bom bardzo prędko spostrzegł, że skoro jeden tylko kieliszek miałem za wiele, uderzało mi do głowy, i ja który jestem łagodny stawałem się kłótliwym i zawadyaką... Już ze dwa czy trzy razy namówiony przez kolegów do wypicia więcej jak należało, stoczyłem kilka walk bez żadnego powodu... Wiedziałem o tem, unikałem więc okazyi, i z oba-