Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/553

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Bo mi powiedziano w prefekturze, że dopiero jutro o drugiej mogę być w więzieniu... nie powiedzieli mi wcale dla czego, ale że mnie tak zapewnili, to rzecz jest stanowcza...
— A zatem, moje dziecko przyjdź jutro do mnie około dwunastej, a ja ci dam list do naszego biednego przyjaciela.
— Przyjdę niezawodnie. Niech tylko list będzie gotów!
Motyl wyszedł z pokoju cofając się z uszanowaniem, a Lucyna spędziła resztę dnia na pisaniu długiego listu, w który włożyła całe swoje serce, całą duszę, całą miłość...
Wiedziała dobrze, znając doskonale Piotra Landry, że list taki będzie dobroczynnym i uzdrawiającym balsamem na bolesne rany nieszczęśliwego starca...
„Bóg i ja znamy twoją niewinność!... — pisała młoda panienka kończąc — ufaj... i miej nadzieję!...
Jeżeli potrzeba będzie cudu dla uratowania cię, ten cud się stanie, mam pełną w to wiarę!...“
Na drugi dzień w chwili oznaczonej, kiedy na wielkim zegarze zakładu przebrzmiałe ostatnie uderzenie godziny dwunastej, ulicznik punktualny jak termin wypłaty zapukał do drzwi Lucyny.
— Oto jest list, moje dziecko — rzekła ta ostatnia — Nie położyłam na nim adresu... ale wiedz o tem i pamiętaj, że Piotr ma go tylko sam czytać... Nie daj że go sobie odebrać...
— Niech panienka będzie spokojna — odpowiedział chłopiec — skręcę go w gałkę, i połknę ją raczej jak wiśnię, niżbym miał pozwolić aby niedyskretne oko pochwyciło je w swoje łapy!...