Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oddalił się ztąd natychmiast, albo my ztąd wyjdziemy.... W tem rzecz panie Raymond....
— Więc cóż! jeżeli takie jest wasze postanowienie, wszak jesteście panami tutaj, możecie je wykonać jak się wam podoba?...
— To nam wolno, prawda; ale aby uniknąć na wszelki wypadek kłótni i bijatyki, chcieliśmy prosić pana panie Raymond jako naszego naczelnika, abyś przeprowadził tę rzecz w uczciwy sposób z Piotrem Landry. Panu nie ośmieli się stawić hardo, od jednego słowa usłucha i wyjdzie, a my będziemy mogli znów zasiąść i pić za zdrowie pana Durand i pańskie...
— To się ma rozumieć iż wy sobie życzycie abym ja wypędził tego nieszczęśliwego?...
— Tak, coś w tym rodzaju panie Raymond... jeśli pan łaskaw!
— Z tego to nic nie będzie — odpowiedział stanowczo budowniczy. — Odmawiam...
Stary podmajstrzy zdawał się nie rozumieć tego... — Jednakże — zaczął.
Pan Raymond przerwał mu.
— Tak, stanowczo odmawiam, i radzę wam zastanowić się, zanim popełnicie to bezużyteczne okrucieństwo! Piotr Landry popełnił zbrodnię, przyznaje się sam, ale odpokutował za to, słyszeliście sami jak głośno to wyrzekł agent policyjny; wy sami dobrze wiecie że Piotr Landry nie jest żadnym nędznikiem, ani złym człowiekiem, i widzieliście go dziś rano narażającego odważnie swoje życie