Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/500

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

robotnicy porzucali robotę jeden po drugim i zbliżali się do i tak już dosyć wielkiej grupy, która się zebrała pod drzwiami pawilonu...
Kilka osób z tej grupy oddawało się żywej, jeżeli już nie gwałtownej dyskusyi. Twierdzenia najniewątpliwsze, przeczenia stanowcze były stawiane wzajem z równą zaciętością i pewnością siebie, ze strony mówiących.
Słyszeć się dawały następujące zdania, wykrzykiwane przez głosy wrzaskliwe, ostre i przeciągłe zarazem, po których można łatwo rozpoznać w całej Francyi robotnika paryskiego; wszyscy bowiem tym akcentem mówią.
— Ja ci mówię, że tak!...
— Ja ci mówię, że nie!...
— To prawda co ja mówię!
— Kłamstwo wierutne!
— Nie wiesz nawet od czego się zaczęło!
— Znam doskonale całą rzecz od początku do końca...
— Nie widziłeś nic!...
— Nie widziałem bo nie widziałem, ale widziałem Motyla, który widział ucznia od Bourgiona z zakładu, co jest o dziesięć minut drogi ztąd, który znowu przechodził tamtędy około północy, o w pół do pierwszej, i widział wszystko tak dobrze jak ja teraz ciebie widzę...
— A ja widziałem subjekta od Moreta, co ma sklep tuż obok Bourgiona, a on tam był właśnie wtedy kiedy się to stało...
— Może i był, ale nie dobrze widział... a ten smarkacz co Motyl o nim mówi widział doskonale...