Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co on skradł?...
— Trzy srebrne nakrycia, proszę pana.
— Czy jesteś tego pewny?...
— Ma się rozumieć!...
— To fałsz! — krzyknął Ravonouillet głosem coraz piskliwszym. — Ja jestem uczciwy człowiek, niezdolnym ukraść muszce skrzydełka!... wreszcie powinniście znać ilość waszego srebra restauracyjnego... policzcie je... policzcie je natychmiast, a zobaczycie, że wam nic nie brakuje....
— W samej rzeczy, to dobra myśl — rzekł właściciel domu, zachwiany trochę tak wielką, zuchwałością łotra. — Nic nic przeszkadza ażeby policzyć srebro...
— Nie ma potrzeby proszę pana — powiedział żywo służący, wyciągając z kieszeni swego fartucha trzy łyżki, i trzy widelce nowe, świecące, i pokazując je wszystkim: — Nie jestem ja taki głupi, śledziłem tego złodzieja i dopatrzyłem.
— Co to jest? — pytał restaurator, oglądając łyżki i widelce przedstawione przez służącego.
— To jest proszę pana sprawka tego nędnika... trzy nakrycia z fałszywego srebra, pozostawił na stole w brudnych talerzach, ażeby przy sprzątaniu nie spostrzeżono się.... na szczęście mam dobry wzrok.... a przytem nie miałem jakoś zaufania!... prawdziwe nakrycia, z prawdziwego srebra, znaczone pańskiemi cyframi, są w skarpetkach łotra, i założyłbym się chętnie o trzydzieści sous, że je znajdziemy w tej chwili, szukając tam gdzie je wskazałem.