Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/497

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nieboszczyka Plancheta, a ten szaleniec zamiast się go pozbyć na wieki wieków amen, oddaje mu swoją córkę!... A! tego już za wiele!... Nędzny oficyalista, ni z pierza, ni z mięsa... ani to przystojny... ani dobrze ułożony... gbur i pewno złodziej... poślubia miljonerkę!... To niesłychana rzecz!... nic podobnego nigdy się nie stało od początku świata!... A przytem, niechże sobie kto wyobrazi, że ten głupiec Verdier, mógł wydać swoją sroczkę za takiego pana Maugirona, człowieka tak niezrównanie dystyngowanego...
No! jednem słowem za pana z krwi i kości, za takiego galanta, za takiego cukiereczka... to nie do darowania... Ręczę żeby się pan Maugiron poniżył tak dalece, i z tą miejską śmieciuszką ożenił dla posagu!... A jaki zaszczyt ztąd spłynąłby na teścia!... Ale to prosty handlarz?... niezrozumiał tego!... Człowiek małoduszny... nędzny spekulaut!... I dom cały i rodzina... jaki pan taki kram!.. wiem doprawdy czy mi tu pozostać wypada...
W ten sposób pocieszała się pani Blanchet, monologując w tym pięknym stylu przez długie godziny, w czem jej nikt nie przeszkadzał.
Nam się zdaje, że damy dowód szacunku dla czytelników naszych, jeśli pominiemy milczeniem dalszy ciąg jej skarg i złorzeczeń.
Od samego rana, Lucyna w długiej rozmowie, jaką miała z ojcem — tak musiemy jeszcze nazywać Jakóba Lambert — powiadomiła go o nieszczęśliwem położeniu, w jakiem się znajduje wskutek oskarżenia od dnia wczorajszego, Piotr Landry, w stosunku do robotników Maugirona.