Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/429

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w którego ręku zabłysł jednocześnie rewolwer sześcio strzałowy. — Oto!... znam pana trochę lepiej drogi panie niż się panu zdaje... Przychodząc oddać ci małą wizytkę i pogawędzić trochę o interesach, mam się na baczności!...
Nie ma głupich!... Teraz już niech pan robi jak pan sam uważa...
Jeśli pan masz ochotę to i owszem, możemy sobie i po amerykańsku porozmawiać!... Uprzedzam tylko waszą wielmożność, że mam w drugiej kieszeni drugi rewolwer... Jest to rodzoniuseńki brat tego co go pan widzisz przed sobą... W ten sposób życie pańskie jest mniej więcej dwanaście razy w moich rękach!...
— Żartowałem tylko — mruknął Jakób Lambert z twarzą zmienioną, krzyżując usta niby do uśmiechu i chowając swój pistolet...
— Doskonale!... — odpowiedział Maugiron — byłem tego pewny, oddawałem sprawiedliwość dowcipowi i jowialności pańskiego charakteru, i jestem przekonany, że odtąd żadna chmurka nie zasępi horyzontu naszej zgody i przyjaźni!... Tak więc... — mówił dalej Strączek-Maugiron — należy to już uważać za fakt nabyty dla historyi, że szanowny pan nie zaprzeczasz tożsamości swej osoby z osobą mego niegdyś dowódcy, kapitanem Jakóbem Lambert?... nierpawda panie!?...
— Musi tak być kiedy inaczej być nie może! — rzekł chmurnie kapitan. — Ale jakże się stało, że i ty ocalałeś?!...
— Najprościej w świecie!... Siedziałem sobie jak można najwygodniej, jakby na koniu, na jakimś szczątku