Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/391

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A! to ty Piotrze — rzekł — to wybornie się trafia, potrzebuję ciebie... Wejdź, oddasz mi przysługę...
— Jestem na rozkazy pańskie... panie Verdier.
Podmajstrzy wszedł do pawilonu i zamknął drzwi za sobą. Był bardzo blady, bledszy jeszcze niż zwykle, a twarz jego wyrażała głęboki smutek, ale nie było na niej śladu wzruszenia ani wyrazu gniewu...
Pryncypał jego podał mu złożoną kopertę.
— Co mam z tem zrobić?... — spytał Piotr patrząc na adres.
— Pójdziesz natychmiast bez straty czasu, do pałacu sprawiedliwości... Weź dorożkę nad portem, aby być jaknajprędzej na miejscu!... Przyszedłszy tam przejdziesz salę poczekalną, zapytasz się któregokolwiek adwokata gdzie jest bióro prokuratora cesarskiego, i oddasz mój list woźnemu w jego gabinecie..
— Przepraszam że panu zadaję pytanie — rzekł podmajstrzy. — Ta koperta zawiera pewnie skargę w przedmiocie kradzieży spełnionej ubiegłej nocy w kassie?...
— Zdaje mi się, że łatwo się tego domyślić!... — odpowiedział właściciel zakładu, nie bez pewnego zdziwienia.
— Czy pan oskarża kogo, panie Verdier?...
— Rozumie się!... Cóż u miliona diabłów!... Oskarżam złodzieja...
— Więc go pan zna?
— O, znam!... i nie robię z tego wcale tajemnicy!... Jest nim ten nędznik, któremu tak zupełnie zaufałem!... mój własny kasyer!...
— Pan de Villers?...