Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/381

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gi, potem trzeci, nie mogąc osiągnąć pomyślniejszych rezultatów swoich wysiłków.
— Do stu piorunów!... — krzyknął z wściekłością. — Czy jestem słaby jak dziecko i zdenerwowany jak kobieta?... czy już nie zdołam zapanować nad sobą na tyle, abym mógł oskarżyć tego nędznika, którego sprawiedliwość zmusi przecież do oddania mi skradzionych pieniędzy?...
Ścisnął sobie głowę oburącz i powtarzał:
— Pieniądze ukradzione!... siedmdziesiąt tysięcy franków!... cały majątek!... Ile to pracy, ile zabiegliwości, ile potu potrzeba aby zarobić siedmdziesiąt tysięcy franków?... I potem jak już nareszcie, są tu, w kasie żelaznej, pod strażą mocnego zamku, taki niegodziwiec, któremu po waryacku dałeś twoje zaufanie, posiłkuje się tym kluczem, który ma od ciebie, aby otworzyć twoją kassę, aby ukraść w jednej sekundzie pieniądze tak długo gromadzone!... Na szczęście jest prawo!... Sprawiedliwość jest, policya czuwa!... ale trzeba pisać.. trzeba się spieszyć!...
Pan Verdier zaczął znowu posuwać piórem po papierze, i tym razem doszedł do tego, że jeżeli nie pisał pięknie i równo, to przynajmniej udawało mu się pisać czytelnie... Napisał prędko pierwsze wiersze skargi, potem zawahał się i nie mogąc pisać dalej, zatrzymał się...
Ręka była posłuszna, ale nieład i wzruszenie jakie nim miotały, nie pozwoliły mu sformułować jasno swej myśli; zdania masami całemi cisnęły mu się do myśli i pod pióro, wszystkie na raz, w nieopisanym nieładzie; krótko mówiąc, czuł się chwilowo niezdolnym do określenia i opi-