Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

roboty bez przyczyny... nie widzę także zdaje mi się, podmajstrzego Piotra!?...
— Piotr jest pewno zajęty w jakiej oddalonej części zakładu. Jeżeli go potrzebujesz, poślę którego z robotników żeby go poszukał.
— Nie, nie... jeżeli tam jest, to pewno robota wymaga jego obecności... pójdę go poszukać sam później, gdyż mam mu dać kilka rozporządzeń co do wyładowania bezzwłocznego statku...
— Czy chcesz mój ojcze, abym ci towarzyszyła?...
— Jeśli masz ochotę, to owszem, ale niewidzę także potrzeby...
Pomimo tej zimnej odpowiedzi, Lucyna wzięła pod rękę pana Verdier, aby się z nim udać w głąb zakładu, gdy wtem, to sam na sam ojca z córką, przerwane zostało przybyciem trzeciej osoby.
Osobą tą nie był kto inny jak tylko Maugiron, którego powóz zatrzymał się nieco dalej przed bramą, a który przez pewną chwilę wahał się przerwać rozmowę zaczętą, i trzymając się w niejakiem oddaleniu przypatrywał się nader pilnie Achilesowi Verdier...
— Czyżby to był on!? — pytał się sam siebie — na honor klnę się trudno mi poznać, i wątpię jeszcze!... Prawdę szczerą nawet powiedziawszy, nie poznaję go wcale!... A przecież pamięć moja nigdy mnie nie zawodzi... widzę jeszcze kapitana!... to są te same oczy, ale twarz nie ta sama, ani też nie taż sama postawa i ruchy!... Prawda, że piętnaście lat djabelnie zmieniają człowieka!... W każdym razie, jeżeli to nie on, to także i nie „tamten” nie Verdier, tego jestem pewny... A więc któż jest ten