Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wrażenie tych prostych i jakby magicznych słów było gwałtowne. Można by powiedzieć, że podmajstrzy słysząc te słowa został rażony w piersi całym prądem silnej bateryi elektrycznej. Z purpurowego jakim był, stał się w jednej sekundzie bladym jak śmierć, cofnął się krokiem w tył i zachwiał tak, że Andrzej podbiegł szybko aby go podtrzymać.
— Jesteś otoczony zacnymi ludźmi, uczciwemi robotnikami, którzyby się byli rzucili między ciebie i mnie, i którzy zapewne nie byliby pozwolili mnie zamordować! — kończył Maugiron — ale przywykłeś już do mordu i gwałtowności, a to ci nieszczęście przynosi!... Zabiłeś już jednego człowieka, nie zapominaj o tem... drugi winien tylko życie szybkości z jaką go wyrwano z twoich rąk!... Sądy kryminalne znają cię dobrze... Połowę życia przebyłeś w więzieniu!... Pod dozorem policyi pozostawałeś długie czasy!... Strzeż się Piotrze Landry!... strzeż się!... Jak ci się to jeszcze raz zdarzy, pójdziesz na galery, po galerach pozostaje rusztowanie!...
Maugiron umilkł i powiódł wzrokiem wokoło siebie.
To cośmy widzieli w wielkim salonie pod „kasztanami w Bercy” powtórzyło się tu w tej chwili.
Głuchy szmer przebiegł w szeregach robotników zebranych około aktorów tej sceny, i większa ich część instynktownie, usunęła się od człowieka, który został im wskazany jako zbójca, jako recydywista.
— Nie wierzcie w to coście usłyszeli!... — wykrzyknął Andrzej z całą gwałtownością pierwszego szlachetnego uniesienia — nie obwiniam wcale pana Maugiron o kłamstwo, ale on się myli albo jest przez kogoś w błąd wpro-