Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O wiele mniej, może, niż się panu wydaje, panie Andrzeju...
— Jednakże to utrzymanie domu... ten zbytek... te konie... te powozy.
— To wszystko są konieczności mojego stanowiska. To utrzymanie o którem pan wspominasz, wyczerpuje wszystkie moje dochody, a niekiedy przechodzi je... Są chwile, słowo honoru daję, w których ja sam znajduję się w wielkiej potrzebie i w przykrem położeniu w pośród całego mojego zbytku... Wiesz dobrze wreszcie, że człowiek ze zdrowym rozumem nie pozostawia swoich kapitałów leżących bezczynnie... Wszystko co posiadam jest ulokowane... musiałbym ponieść wielkie straty aby módz zrealizować w danej godzinie taką sumę, a pewnie sądzę nie będziesz wymagał po mnie, żebym się sam dla ciebie, do ruiny ostatniej doprowadził!...
— Ale jest jedna rzecz przynajmniej, którą możesz zrobić...
— Jaką?...
— Zaprowadź mnie pan do swojego bankiera: zaręcz mu za mnie...
— Chciałbym to zrobić, ale, na nieszczęście to jest niepodobieństwo...
— Dla czego niepodobieństwo...
— Znasz pan aksiomat: — „Kto ręczy ten płaci“...
— Ależ! panie Maugiron, wiesz pan dobrze że ja panu nie dam płacić mojego długu!...
— Wiem, że pan jesteś pełen zapału i dobrych chęci, ale to nie zawsze wystarcza, jak to sam dziś najlepiej czujesz!... A zresztą możesz niepodołać w pracy!... Wszys-