Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ależ ostatecznie, kto ma za sobą sprawiedliwość i prawdę, ten musi przecież znaleść środki pokonania człowieka... i jeżeli pan Verdier nie jest warjat...
— On warjatem nie jest — przerwał Andrzej — jest to nawet do pewnego stopnia człowiek sprawiedliwy, a jednakże nie będzie chciał wysłuchać mnie... nie będzie i chciał niczego słuchać!... nic go nie wzruszy!... zresztą wypędzając mnie, znieważając, uderzając mnie w twarz, będzie w swojem prawie!... Jego pieniądze były powierzone mnie, jego pieniądze zniknęły, a jego pieniądze, dla niego, to więcej niż jego krew, niż życie, więcej niż córka!... Przebaczyłby może, gdyby mu kto wykradł córkę!.. nie przebaczy... nie daruje nigdy skradzionych pieniędzy!..
— To prawda — powiedział podmajstrzy głuchym głosem.
— Widzisz pan dobrze, że jestem zgubiony, bez ratunku!... — kończył pan de Villers, z coraz większą boleścią i rozpaczą — widzisz pan dobrze, że wszystko dla mnie skończone!... Żegnam was moje sny i moje marzenia!... wszystko się zawala!... wszystko upada!... nie pozostaje mi nic więcej jak umrzeć, i to zrobię niezadługo!...
Maugiron wziął za ręce Andrzeja, uścisnął je w swoich z rozrzewnieniem, i rzekł głosem wzruszonym:
— Spokoju, odwagi w imię nieba mój przyjacielu!... twoje nieszczęście rozdziera mi serce, i powtarzam ci, że pomimo wszystkiego co się stało i co słyszę, nie chcę wierzyć aby położenie było tak rozpaczliwem, jak je przedstawiasz!...
Andrzej nie odpowiedział nic, na te puste i tuzinko-