Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Któżby nie umiał ocenić, nie będąc niesprawiedliwym i niewdzięcznym, poświęcenia i pracy takiej jak pańska?...
Zaledwie Lucyna skończyła te słowa, kiedy podmajstrzy, stojący od jakiegoś czasu na progu zakładu, podszedł do werendy, i zwracając się do Andrzeja, zawołał:
— Panie Andrzeju, oto inkasent z banku, idzie nadbrzeżną ulicą z torbą i portfelem... Za pół minuty będzie tu...
— To dobrze! — odpowiedziała wesoło Lucyna — niech idzie!... będzie dobrze przyjętym jak zwykle!... Nasz dom, chwała Bogu, nie należy do tych, którym przybycie inkasenta banku, sprawia niepokój i trwogę!... Doprawdy, ja ich nawet lubię tych zacnych ludzi, z uczciwemi twarzami, i lubię ich fraki popielate...
— Oto właśnie wchodzi — rzekł podmajstrzy.
Rzeczywiście człowiek około piędziesięciu lat mieć mogący, w mundurze, o jakim wspomniała młoda panna, wszedł w dziedziniec i skłonił się zdaleka pannie Verdier, z grzecznością i szacunkiem jaki każdy porządny urzędnik banku Francyi winien jest spadkobierczyni kilku miljonów.
— Idę już — rzekł Andrzej powstając i udając się w stronę biura.
— Lont zapalony! — pomyślał Maugiron — Zaraz nastąpi wybuch!...