Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dobroci boska!... — szeptał — więc pan całą noc przepędził po za domem!?
— Rozumie się...
— Ależ kassa, kassa, którą panu powierzono, opuściłeś ją więc pan!...
— Żadne niebezpieczeństwo zdaje mi się nie groziło jej...
— Kto to może wiedzieć!... pieniądze przyciągają złodziei!... Na szczęście, czuwałem. Czuwałem aż do dnia! Ah! panie Andrzeju, niebyłbym się tego nigdy po panu spodziewał!... Gdybym pana na własne oczy nie widział, nie wierzyłbym jeszcze...
— Czyż jestem niewolnikiem? — odpowiedział młody człowiek z niecierpliwością. — Czy nie mam prawa robić z moim czasem co mi się tylko podoba, jeżeli ten czas na pracę dla zakładu nie jest potrzebny?
Piotr miał głowę opuszczoną i brwi zmarsczone. Naraz wyprostował się i spojrzał panu de Villers wprost w oczy.
— Gdzież więc spędziłeś pan tę noc, panie Andrzeju? — spytał się tonem prawie nakazującym.
— Duma kassyera oburzyła się w obec tej dziwnej indagacyi.
— Co to ma znaczyć!... co ci do tego? — krzyknął zkąd się to wzięło abyś ty mnie badał w ten sposób? Czy trzeba ci przypominać twoje stanowisko w obec mojego? Ty tu jesteś pod mojemi rozkazami, panie Piotrze, ponieważ ja reprezentuję właściciela!... Zapomniałeś o tem, ale nie zapominaj więcej!..