Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Piotr podmajstrzy...
— Zdaje mi się, że słyszałem iż go tak nazywano....
— Byłem tego pewny!... ah! nieszczęśliwy!... ależ on zwaryował!...
— W samej rzeczy sądzę że jego umysłu za zdrowy uważać nie można... i to jest jedynem jego usprawiedliwieniem...
— No, ale cóż on zrobił?... co powiedział?...
Maugiron rozpoczął opowiadanie, którego Lucyna usłyszała pierwszą edycyę.
Andrzej słuchał go wstrząsając ponuro głową.
— Ja się z nim rozmówię — powiedział skoro Maugiron skończył. — Oh! ja się z nim surowo rozmówię a pan może liczyć na to, że ta opłakana scena nie powtórzy się więcej...
— Ah! tego się spodziewam!... — odpowiedział młody człowiek śmiejąc się. — Nic nie ma przykrzejszego mojem zdaniem jak utrzymywać się w obronnem stanowisku względem szkodliwej i zwierzęcej napaści, która znienacka dotyka.
Potem zmieniając ton, dodał:
— Do podwójnych czynności kassycra i buchaltera, łączysz pan jeszcze i czynność inkasenta, kochany panie Andrzeju?...
— Wypadkiem i to na jeden raz...
— Jakto?...
Andrzej opowiedział wypadek, który znamy, i opowiadając wyjął z portefelu pięć paczek biletów bankowych, każdy po dziesięć tysięcy franków, i złączył je z temi, które się znajdowały już w kasie ogniotrwałej.