Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie był on daleko, przybiegł więc na to wezwanie, natychmiast jakby na nie czekał.
— Pani mnie woła, panno Lucyno? — spytał, a na twarzy jego radość jaśniała...
— Chcę cię tylko uprzedzić, mój dobry Piotrze, że ja i pani Blanchet opuszczamy biuro; strzeż go więc dobrze, proszę cię, a jeżeliby kto przyszedł z interesem i chciał mówić zemną lub z panem de Villers proszę zawiadom mnie natychmiast...
— Niech pani będzie spokojną, panno Lucyno, będę czuwał...
— Jestem zawsze spokojna, mój dobry Piotrze, jak się w czem tobą wyręczam... — odpowiedziała młoda panienka, uśmiechając się do robotnika... — Mogę rachować na ciebie tyle przynajmniej ile na siebie samą, wiem to dobrze.
Potem poszła ku domowi mieszkalnemu, w towarzystwie pani Blanchet, która nie mówiła ani słowa, ale której fizyognomia wyrażała zupełnie to samo, co fizyognomia psa, któremu wydarto obgryzaną kość.
Podmajstrzy przeprowadził młodą dziewczynę wzrokiem rozczulonym aż do trzech schodków na ganku.
— To anioł!... — szeptał potem — to prawdziwy anioł z nieba!... Jak się na nią patrzę... jak ją widzę uśmiechającą się do mnie... jak ją słyszę mówiącą do mnie tym swoim głosikiem harmonijnym jak śpiew aniołów, to mi się zdaje, że nie jestem na ziemi, i że niebo otworzyło się przedemną!