Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

go zdala od Paryża, a nawet od Francyi, po kilka miesięcy na rok.
Kiedy pan Verdier jest w zakładzie najtwardsze roboty nie przestraszają go; daje przykład robotnikom i przykłada rękę odważnie do najcięższej i najniebezpieczniejszej roboty...
Jest sprawiedliwy, zdaje się być rozsądny, nigdy nie chybi danego słowa, nie mniej jak zobowiązania na piśmie, a jednakże nie umiał zjednać sobie miłości tych co go otaczają; to pewnie zawisło od ciągłej szorstkości słów i od ostrego prawie gburowatego wydawania rozkazów. Przypuszczanoby słysząc go, że mówi do murzynów swoich plantacyi w Saint Domingo! Przed odziedziczeniem bowiem spadku po Filipie Verdier, zamieszkiwał kolonie; pewno tego nie zapomniałaś, moja dobra matko.
Majątek pana Verdier, musi się pawiększać co rok a nawet co dzień w sposób obrachować się nie dający, bo ten dziwny człowiek, pogardza przyjemnościami jakie daje bogactwo; jednem słowem, jest skąpy jak tylko skąpym być może: gromadzi z niezmordowanym oporem, odmawia sobie nie tylko zbytku, ale nawet wygód, nakoniec prowadzi życie materyalne na równi ze swojemi robotnikami, z bardzo niewielką różnicą...
Mieszkanie jego jest obszerne, ale tak skromne, że nasze umeblowanie w Brest, wydałoby się wspaniałe, w porównaniu z meblami skromnemi, które przystrajają to mieszkanie bogacza.
Jeden tylko pokój, przyznaję, jest wyjątkiem... Sypialnia panny Lucyny Verdier... Cuda o nim opowiada-