Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

go portret ojca, w mundurze porucznika marynarki stanowi jedyną ozdobę; idę na ciebie czekać w głębi małego ogródka na pochyłości wzgórza, z którego wierzchołka przedstawia się obszerna piękna panorama, przepyszny widok na port i zatokę na Brest, i na nieskończoność oceanu... Tam cię znajduję siedzącą w cieniu gruszy karłowatej, pokręconej od morskiego wiatru; wołam: — Oto jestem!... chwytam cię w objęcia i przyciskam do serca z całych sił...
Na nieszczęście wszystko to jest tylko snem, marzeniem... — snem bardzo słodkim, który ucieka bardzo prędko przez zetknięcie się z cyframi!... Kiedyż będzie mi wolno urzeczywistnić je? — Bóg jeden wie; ja nie wiem.
Dobra matko, jestem dzisiejszego wieczoru mniej zmęczony niż zwykle, i korzystam z tego żeby sobie zrobić uciechę dłuższego z tobą porozmawiania i dać odpowiedzi na pytania wszystkie...
Przedewszystkiem, pytasz mię czy jestem szczęśliwy, na to ci odpowiadam: — Tak!... szczerze i bez wachania.... Jednakże są chmury na horyzoncie mojego szczęścia... Te chmury, to są nie ziszczone pragnienia, to zbyt piękne nadzieje, aby się mogły urzeczywistnić.
Nie będę ci nic ukrywał, ale trzeba zacząć od początku...
Przypominasz sobie, jest temu kilka lat, w czasie kiedy kończyłem nauki w Brest, chciałaś koniecznie zatrzymać mnie przy sobie i mówiłaś mi: — Nie jesteśmy bogaci, o wiele brak do tego, a jednak procenta od sześćdziesięciu tysięcy franków, które otrzymałam od wuja, i pensya jaką pobieram jako wdowa po oficerze marynarki mogą wystarczyć na utrzymanie dla nas obojga... Nie