Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przyszłość nie dam uwieść pięknemi w danej chwili słowami ludzi, tego rodzaju, co to prosząc o robotę, płaczą, i niby to umierają z głodu, a którzy, jeżeli nie mają na dnie kieszeni dosyć pieniędzy na chleb, mają ich zawsze na szynk... Trzeba iść poprosić pana de Villers, aby uregulował z nim rachunek...
Mówiąc to, podmajstrzy przeszedł podwórze i skierował się do kantoru.
Podczas togo, Gobert przybliżył się do budy buldoga, a chociaż go jeszcze widzieć niemógł, pan Pluton już go poczuł i zaczął głucho warczeć i szczekać, świadcząc tem o słabym szacunku dla osoby tego, który się zbliżał do jego mieszkania.
— Warcz!... warcz, poczciwe psisko — szeptał bandyta, śmiejąc się. Już ostatni raz pokazujesz mi zęby, a ja widzisz jestem taki dobry, że chcę ci zostawić prezencik na pożegnanie... Powiesz mi później jak ci to smakowało!...
Przeszedł przestrzeń, która go dzieliła od buldoga.
Ten ostatni rzucił się, wyprężył łańcuch, i gdyby jedno żelazne ogniwo pękło, Gobert bez żadnej wątpliwości ciężką by przeszedł chwilę...
— I mówią, że pies jest wdzięczne zwierzę!... — dodał włóczęga, wzruszając ramionami — kłamstwo!... Ostatecznie zwierzę nie warto więcej niż człowiek!...
Wyciągnął z kieszeni kawał mięsa zrobił gest jakby chciał go rzucić buldogowi, który niespodziewanie zwiększony przez łakomstwo, w połowie się zwrócił na tylnych łapach, pociągając językiem po zwieszonych wargach.