Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tylko trzy części pracy jaka mu się należy? Czy tego nie rozumiesz że go okradasz?...
— Żartujesz sobie z ludzi!... to wszak co innego!...
— A jakaż różnica?
— Włóżcie na nos okulary, to ją zobaczycie!... Co mnie do tego... A zresztą powiedzcie jeno, długo to jeszcze będziecie mnie takie bajdy bzdurzyli?... Łasić się jak pies pryncypałowi, to wasza rzecz... ale robotnikowi dajcie spokój! Czy myślicie, że ja tak rozbijać sobie będę grzbiet, od rana do wieczora, nosząc pęki drzewa na plecach, bez rozgrzania się od czasu do czasu kieliszkiem jakiego dobrego trunku!.. Powiadam raz na zawsze, że będę chodził do karczmy tyle razy ile mi przyjdzie fantazya, a jeżeli się to komu niepodoba, to niech go djabli wezmą i basta!...
Gobert zakończył to długie gadanie, jednym z tych gestów wyrazistych, jakiemi ulicznicy paryscy illustrują swoje łobuzowskie żarty.
Podczas gdy łotr ten gadał, rumieniec gniewu dwa czy trzy razy wystąpił na twarz podmajstrzego, którego oburzenie wzrastało coraz bardziej, ale miał dosyć siły nad sobą, aby nie wybuchnąć gniewem. Po chwili zbladł znowu, lecz był spokojny i zimny jak zazwyczaj, i zamiast wziąć za kołnierz zuchwalca i wyrzucić go za drzwi, powiedział tylko spokojnie:
— Jeśli tak, to wiedzże o tem Gobercie, że od tej chwili nie należysz już więcej do liczby robotników pana Verdier...
Łotr przybrał postawę drwiącą.