— A! wiodę życie rozkoszne! — odrzekł Soliveau — gram zapamiętale!
— Jesteś więc niepoprawnym...
— Cóż chcesz? Jedni lubią kobiety, drudzy podróże, inni zbieranie fatałaszków, albo kosztownych szpargałów; ja lubię grę! To jedno jest mnie tylko w stanie rozweselić...
— I rzecz naturalna... przegrywasz?
— Omyliłeś się... wygrywam właśnie.
— Dużo?
— E!... tak... niewiele. Mądrzejszy jestem wszakże niż kiedyś... Nie zapalam się już... gram z pomiarkowaniem... z rozwagą, jak człowiek baczny przedewszystkiem na swój własny interes.
— Wkrótce więc zostaniesz może bogatym?
— Głupie zapytanie!... Gram dla zabawy, a nie zbogacenia się. Zresztą, na co mi bogactwo, gdyś ty bogatym, mój drogi kuzynie! Ale... co do tego właśnie, miałem pisać do ciebie, byś mi nadesłał z góry jednomiesięczną mą płacę.
— Wyliczę ci ją dziś, jeśli zechcesz?
— Wybornie! mocno ci będę obowiązanym.
— Pewien szczegół jednak zastanawia mnie... — rzekł Harmant.
— Cóż takiego?
— Dlaczego wygrywając, potrzebujesz zaliczki odemnie?
— Życie posiada tajemnice, których zgłębiać nie należy — rzekł łotr z powagą.
Prowadząc powyższą rozmowę, Owidyusz zajadał żarłocznie, podczas kiedy milioner przeciwnie, zaledwie potraw kosztował.
— Ach! ale dlaczego ty nie jesz? — pytał, spostrzegłszy to, Soliveau. — Czyliż, do czarta! znów pojawiło się coś na twej drodze?
Harmant rzucił okiem na drzwi gabinetu, upewniając się, czy były szczelnie zamknięte, a potem, nachyliwszy się ku swemu towarzyszowi wyszeptał zcicha:
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/793
Wygląd
Ta strona została przepisana.