Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/526

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szy szybko ubranie, wyszła na ulicę, gdzie Owidyusz na nią oczekiwał.
— Znowu kłopot i utrudzenie daremne! — zawołała, podchodząc ku niemu.
— Gdzie? za czem?
— Ta sroka Łucya gdzieś nam zniknęła.
— Zniknęła? — powtórzył Soliveau z udanem zdziwieniem.
— Tak, mój kochany.
— Lecz w jaki sposób? kiedy?
— Po wyjściu z Garenne de Colombes o kwadrans na dwunastą nie ukazała się wcale.
— Miałażby paść ofiarą zbrodni lub jakiego wypadku?
— Obawiając się tego właśnie, pani Augusta posyła mnie do niej dla powzięcia wiadomości.
— Pojadę z tobą...
— Najchętniej, właśnie o to prosić cię chciałam.

VII.

Owidyusz przywoławszy fiakra rozkazał mu jechać na ulicę de Bourbon. Łotr ten chciał się dowiedzieć, czy Łucya została poznaną i czyli rozgłos o jej nagłej śmierci doszedł do domu, gdzie zamieszkiwała. Oczekiwał zatem niecierpliwie powrotu Amandy.
— Czy panna Łucya wróciła? — pytała szwaczka, podchodząc do okienka odźwiernej.
— Nie, pani; wszyscy mocno są tem zaniepokojeni. Jeżeli nie powróci do jutra rana, pójdę powiadomić komisarza cyrkułowego — odpowiedziała kobieta.
Amanda, którą mało to obchodziło, nie badała więcej.
— Trwożą się o tę świętoszkę — mruknęła — a ja zaręczam, że wprost ucieka z kochankiem. Ot wszystko!
— I cóż? — zapytał Soliveau, skoro wsiadła do powozu.