Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Filip mówił dalej:
— Jesteś pani siostrą Juliana Vendame nieprawdaż?
— Tak panie — odpowiedziała Genowefa — i on mi to właśnie powiedział, że jeżeli ofiaruję moje usługi pani baronowej, być może będę miała szczęście być przyjętą.
— Julian posyłając tu panią, prawdziwą mojej matce wyświadczył przysługę, to dzielny chłopiec, pełen serca i który panią kocha z czułością prawdziwie braterską... Mówiąc o pani nie ustaje w pochwałach.
— Bo patrzy na mnie oczami brata... — rzekła młoda dziewczyna z uśmiechem.
— Kocha panią i szanuje — mówił dalej Filip — szczególniej dla tego, że masz więcej od niego poczucia obowiązku i miłości dla rodziców, podziwia pani poświęcenie się dla nich.
— Niebezpieczne znajomości i złe rady chwilowo zbiły z drogi mego brata... — odrzekła Genowefa. — Na szczczęście zmienił się on zupełnie... bardzo byłam szczęśliwa znalazłszy go takim jakim jest dzisiaj.
— Julian dla mnie jest nieoceniony, jego inteligencya zastępuje to czego mu brak pod względem wykształcenia... Nie był tak wychowany jak ty pani. Skromna pozycya, którą przy mnie zajmuje wystarcza mu, podczas gdy pani godną jesteś najwyższego stanowiska... Natura i wychowanie uczyniły z ciebie kobietę światową.
Genowefa zarumieniła się znowu.
Ah! panie... — wyjąknęła w pomięszaniu.
— Niech się skromność pani nie opiera — mówił dalej młody baron — mówię to co myślę, i żadnej w moich słowach nie ma przesady... Nie jesteś pani przeznaczoną pozostać na zawsze panną do towarzystwa, i przyszłość jestem pewny, przyniesie pani wiele niespodzianek.
Słowa te sprawiły Genowefie przykre wrażenie.
Odnosiła je do tych widoków, które chwilowo jej się ukazały, tych marzeń złamanych, zawiedzionych nadziei, do Raula de Challins, oskarżonego i uwięzionego.
— Moje dziecię — rzekła z kolei pani de Garennes — będziemy się starali z Filipem, poprawić, o ile to od nas zależeć będzie, niesprawiedliwość losu względem ciebie... Nie będziesz u mnie bynajmniej uważana za coś niższego, ale za przyjaciółkę, domową.
— Jakże pani dobrą jesteś — zawołało dziewczę — dziękuję Bogu który tu mnie zaprowadził... Moi biedni rodzice będą bardzo szczęśliwi... Pozwoli mi pani napisać do nich, nieprawdaż? — muszę ich zawiadomić o mojem szczęściu.
Filip rzucił wyraziste spojrzenie na matkę, która odpowiedziała Genowefie:
— Upoważniam cię z ochotą moje dziecię. Napisz i przynieś mi list... Dodam słów parę od siebie, które pewno uczynią przyjemność twoim rodzicom.
— Wdzięczność ich będzie wielką... zarówno jak i moja pani baronowo... Chciałabym dodać do listu cokolwiek pieniędzy...
— Wiele chcesz pani posłać? — zapytał Filip.
— Sto franków, które otrzymałam od pani margrabiny de Brénnes.
— Biorę na siebie przesłanie tych pieniędzy — rzekła baronowa — poszlę je w twojem imieniu: a ty zatrzymaj swoje sto franków na tualetę. Jestto mały podarunek na powitanie, przyjm go proszę.
Genowefy oczy napełniły się łzami.
W wybuchu wdzięczności schwyciła rękę pani de Garennes i przycisnęła ją do ust w wymownem milczeniu.
— Na honor, ta mała mogłaby niejednego rozczulić! — myślał Filip. — Co do mnie pragnę ją uszczęśliwić, zaślubiając ją i jej miliony!! Gdyby z jej winy miało ją spotkać nieszczęście, byłaby to szkoda prawdziwa...
Służący oznajmił, że dano do stołu.
Młoda dziewczyna zajęła miejsce przy stole, naprzeciwko baronowej, obok Filipa.
Ten ostatni tak był pełen starań przez cały ciąg obiadu, że Genowefa doświadczała pewnego zaambarasowania.
Po obiedzie, który wydawał jej się bardzo długim, na prośbę pani de Garennes siadła do fortepianu, i odegrała świetnie kilka sztuk, za które spotkały ją przesadne pochwały matki i syna.
— Dzień był bardzo męczący dla ciebie moje dziecko — rzekła nakoniec baronowa. — Idź już spocząć cokolwiek. Dobrej nocy i do widzenia jutro...
Genowefa podziękowała baronowej, skłoniła głowę przed Filipem i odeszła do swego pokoju.
Tam rzuciła się na kolana, wzniosła duszę ku niebu, i błagała Boga dobroci i sprawiedliwości, o wolność dla niewinnego Raula, potem położyła się na łóżku i oczekiwała snu myśląc o uwięzionym.
Pani de Garennes została się z synem sam na sam.
— Cóż myślisz o kuzynce? — zapytała baronowa kładąc nacisk na ostatnie słowo.
— Jestto mała osóbka prześliczna pod każdym względem! — odrzekł Filip. — Śliczna jak amorek i na honor! bardzo dobrze wychowana! Będzie zachwycającą baronową de Garennes. Jestem gotów zostać jej najpoddanniejszym mężem. Z twojej strony moja matko, musisz mnie pomagać.
— Bądź spokojny, nie zaniedbam niczego.
— Liczę na to, i życzę ci dobrej nocy moja matko.
— Kiedyż cię zobaczę? — zapytała baronowa.
— Jutro na pewno.
— A więc do jutra.
I Filip udał się w stronę ulicy Assas.
Genowefa, korzystając z otrzymanego pozwolenia, nazajutrz napisała do Mikołaja Vendame i jego żony w Nanteuil-le-Haudoin i starała się wzmocnić 1 pocieszyć biednych starców, zapowiadając im spokojną przyszłość, i względny dobrobyt.
Po skończeniu, list zaniosła pani de Garennes, która rzekła po przeczytaniu:
— Dodam kilka wyrazów do twych serdecznych słów, tak jak ci to wczoraj obiecałam... Włożę w kopertę bilet stufrankowy, i poszlę wszystko na pocztę... Czy jesteś zadowoloną moje dziecię?
— Musiałabym być bardzo niewdzięczną gdybym nią nie była, — i pytam siebie jakim cudem zasłużyłam na tyle dobroci z pani strony.
— Droga moja mała, masz dar podobania się...