Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jeżeli tak, to wszystko idzie wybornie. Idę natychmiast do mojej matki, aby zobaczyć Genowefę.
— Czy pan baron już co postanowił względem niej?
— Nic jeszcze, twoja przybrana siostra nie ma się czego obawiać... jak na teraz...
Jak na teraz... — powtórzył Julian ze złośliwym uśmiechem. — Małe to zastrzeżenie wydaje mi się groźnem na przyszłość...
— Będzie to zależeć od samej Genowefy.
— Zresztą mało mnie to obchodzi — odrzekł Vendame — nie należy ona do mojej familii... Czuję się w obowiązku zwrócić uwagę pana barona, na jedną rzecz, która się może wydarzyć...
— Cóż takiego?
— Należy spodziewać, że Genowefie przyjdzie na myśl napisać do tych, których uważa za swoich rodziców, zawiadamiając o zmianie służby... pewnem jest nawet, że będzie chciała to uczynić...
— Byłoby to bardzo niebezpiecznem — rzekł Filip.
— Tak jest, bardzo niebezpiecznem, gdyż ojciec i matka Vendame, wiedząc gdzie się znajduje Genowefa, mogliby odpowiedzieć gdyby ich zapytywano...
— Jest tylko jeden środek uniknięcia tego.
— Do licha, przejmować listy... Ale któż się tego podejmie?
— Moja matka, uprzedzę ją... strzedz będzie doskonale... zaręczam ci...
— Wybornie! nie ma już zatem żadnej, obawy.
Filip opuścił swego wspólnika i udał się na ulicę Madame.
— Czy moja matka jest samą — zapytał służącego który drzwi mu otworzył.
— Pani baronowa, jest ze swoją panną do towarzystwa...
Młody człowiek udał zadziwienie.
— Aha! nareszcie znalazła?
— Tak jest panie baronie.
— Zapewne osoba w dojrzałym wieku?
— Nie panie baronie, jest to młoda panienka.
— A kiedyż ta młoda panienka, objęła swe obowiązki?
— Od dwóch albo może trzech godzin.
— Gdzież jest moja matka w tej chwili?
— Pani baronowa jest w swoim pokoju.
— Uprzedź ją, że czekam na nią w salonie.
— Dobrze, panie baronie.
Służący poszedł spełnić to polecenie.
Filip nie długo oczekiwał, po kilku minutach pani de Garennes weszła do salonu.
— Wiesz, co się stało? — rzekła półgłosem.
— Wiem, Vendame uprzedził mnie. No cóż, jakże znajdujesz tę młodą dziewczynę?...
— Jest zachwycającą.
— Ah! Ah!...
— Wykształcona, skromna i dystyngowana — mówiła dalej pani de Garennes. — Zdawałoby się, że się wychowywała w Sacré-Cour lub aux-Oiseaux... Odgaduje się w niej rasę na pierwszy rzut oka, co zresztą nic dziwnego, ponieważ krew naszej rodziny płynie w jej żyłach.
Filip uśmiechnął się...
— Istotnie — rzekł — wszystko to zachwyca mnie prawdziwie...
— A toż dla czego? — rzekła baronowa zadziwioną.
— Dla tego, że zadanie moje staje się nietylko łatwem, ale i bardzo przyjemnem...
— O jakimże mówisz zadaniu?
— Nie odgadujesz więc matko?
— Nie.
— Szukaj a znajdziesz...
Pani de Garennes spojrzała na sufit, i poczęła zastanawiać się i po chwili rzekła: