Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lazł się na ulicy d’Assas, w domu który zamieszkiwał. Julian Vendame porządkował w mieszkaniu.
— Pan baron, już powraca! — zawołał — sądziłem, że pan baron będzie w mieście jadł śniadanie... Czy przynieść kotlety?
— Niepotrzeba — odrzekł Filip — mam z tobą do pomówienia. Chodź ze mną do gabinetu.
Kamerdyner udał się za swym panem, nie bez pewnej niespokojności. Badał swoje sumienie. Czy nie zbroił czego za co by mógł mieć głowę porządnie zmytą?
Filip usiadł przed biurkiem.
— Zamknij drzwi — rozkazał.
Vendame drzwi zamknął.
— Teraz, posłuchaj mnie uważnie.
— Panie baronie, słucham z całą uwagą.
— Mogę liczyć na ciebie stanowczo, nieprawdaż?.
— Mam nadzieję, że pan baron nie wątpi o tem! — odrzekł kamerdyner tonem przejętym, nadając swej twarzy wyraz hypokryckiego rozczulenia. — Mam pamięć serca, wiem dobrze com winien panu baronowi i nigdy niezapomnę! Dałem się uwieść... dostałem się przed sąd policyi poprawczej... Pan baron raczył się mną zainteresować, i siłą swego talentu zmusił sąd do uwolnienia mnie.
— Wyrywając z twoich akt, które mi sąd powierzył, dowód stanowczy...
— Nie ma wątpliwości, że pan baron odegrał dla mnie rolę Opatrzności!...
— Dowód ten pociągał za sobą twoje potępienie — mówił dalej Filip. — Zachowałem go... Znajduje się w pewnem miejscu... i znalazłby się w potrzebie.
— Wiem o tem, ale pan baron nie potrzebował wcale tego środka, aby mnie do siebie przywiązać... Dla duszy człowieka dobrze urządzonego jak ja, wdzięczność silniejszym jest bezporównania węzłem, aniżeli obawa.
— Mówisz o twej wdzięczności.
— Z całą szczerością, panie baronie... przysięgam.
— A więc zdarza się sposobność dać mi jej dowody.
— Jestem gotów!.. Po słowach, czyny! Takim jest mój charakter...


XVIII.

— Więc uczynisz cokolwiek ci zaproponuję? — zapytał Filip.
— Bez wahania, panie baronie... — odrzekł Vendame.
— I będziesz miał słuszność we własnym nawet twoim interesie... Pracując dla mnie, będziesz pracował dla siebie... Zrobię cię bogatym.
— Przyklaskuję z całej duszy tym szlachetnym chęciom pana barona! — zawołał kamerdyner z komiczną intonacyą. — Zawsze ubóstwiałem fortunę... zdaleka... platonicznie... bardzo by mi było przyjemnie znaleźć się z nią w blizkich i poufałych stosunkach.
— W razie powodzenia wyliczę ci sto pięćdziesiąt tysięcy franków...
— Sto pięćdziesiąt tysięcy frankow — powtórzył Vendame nie bardzo olśniony. — Wcale to ładna sumka bezwątpienia. A kiedy kasa będzie otwarta?
— W dniu w którym wejdę w posiadanie sukcesyi po moim wuju.
— Więc pan hrabia de Vadans jest gorzej?
— Umarł.
— Szlachetny gentleman, i dobrze uczynił raz zdecydowawszy się... — rzekł zimno Julian. — Wiele zostawił?
— Około sześciu milionów.
— Nie ma testamentu?
— Nie ma.
— A zatem połowa spadku przypada z prawa panu baronowi. To wcale ładny grosz.
— To za mało! — odrzekł Filip. — Ja chcę wszystkiego.
— Rozumiem to, ale czy to możliwe?
— Możliwe i łatwe.
— Czy to dla osiągnięcia tego celu moja kolaboracya potrzebną jest panu baronowi?
— Tak.
— Czy pan baron raczy wytłumaczyć mi co mam robić?...
— Słuchaj więc: Ciało mojego wuja przewiezione zostanie jutro do Compiègne, gdzie się znajduje grób familijny hrabiów de Vadans... Furgon przedsiębierstwa pogrzebowego zabierze trumnę z pałacu przy ulicy Garancière jutro o godzinie czwartej i uda się jednym tchem aż do Pontarmé, gdzie się zatrzyma. Woźnica i mój kuzyn Raul de Challins który zwłokom towarzyszy, nocować będą w Pontarmé w oberży. Otóż potrzeba, ażeby w czasie między ich przyjazdem a wyjazdem, trumna zawierająca w sobie ziemię, umieszczoną została w furgonie w miejsce trumny ze zwłokami... Czy zrozumiano?
Vendame słuchał z natężoną uwagą.
— Najzupełniej zrozumiana.. — odpowiedział. — Chodzi o przygotowanie środków, a zatem mam natychmiast zaopatrzyć się w konia, wóz, trumnę, narzędzia, nakoniec wszystko co jest potrzebnem do uskutecznienia zamiany...
— Tak jest.
— Dziś wieczór wszystko będzie zamówione, a jutro rano udam się w drogę do... właściwie nie wiem gdzie się mam naprzód udać?
— Do Chapelle en-Serval... Będę tam około wpół do dziewiątej wieczór.
— Dobrze, w ciągu dnia przejdę się spacerem do Pontarmé, zwiedzę oberżę i ułożę wszystko...
— Trzeba wyszukać w polu miejsca gdzieby można bez wielkiego trudu zakopać trumnę.
— Znajdę, ale jak otworzyć furgon?
— Szukaj sposobu. Co do szczegółów spuszczam się na ciebie. Musisz się zaopatrzyć w tablicę miedzianą, na której każesz wyryć nazwiska i tytuły mego wuja, datę urodzenia i datę śmierci.
— Muszę to mieć na piśmie.
— Napiszę ci...
Filip wziął arkusz papieru i zmieniwszy charakter pisma napisał to co miało być wyryte na tablicy.
— Dla czegóż nie mamy użyć tablicy z tam tej trumny? — zapytał Vendame.
— Nie mielibyśmy dosyć czasu... Chodzi jak największe uproszczenie, ażeby można działać szybko...
— To słusznie.
Julian włożył papier do kieszeni i zdawał się nad czemś zastanawiać.