Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to, na których dawały się widzieć ślady pisma, podobne do dziwacznych hieroglifów, pokrzyżowane w rozmaitych kierunkach i zupełnie nieczytelne. Nagle zadrżał.
Kilka liter grubszych, a zatem wyraźniejszych od innych, uderzyło go w oczy.
Cztery słowa zwróciły jego uwagę. Słowa te były w ten sposób rozstawione:

tnematset jóm tsej oT

Filip zadrżał.
— Mój wuj widocznie użył tej bibuły aby wysuszyć pismo... szepnął, frazes jest wywrócony, ale czytając od prawej ręki do lewej, znaczy; To jest n ój testament. Wątpić nie podobna... Testament napisany! — dodał podnosząc cokolwiek głos.
Baronowa zadrżała, szybko wstała z krzesła na którem siedziała przy łożu śmiertelnem i zbliżyła się do syna.
— Co ty mówisz? — zawołała z przerażeniem.
— Mówię ci moja matko — rzekł — że wuj przed śmiercią napisał swoją ostatnią wolę.
— Jesteś tego pewny?
— Mam dowód.
— Gdzież ten dowód?
— Patrz...
Filip wskazał baronowej arkusz bibuły, wytłomaczył znaczenie tych czterech słów, równie strasznych dla niego jak Mane, Tecel, Phares ukazujące się podczas uczty Baltazara, i zakonkludował:
— A więc jest testamet, a testament ten zawiera bądź pewna moja matko, wydziedziczenie nas na korzyść kuzynka, będącego ogólnym spadkobiercą. Wszystko przepadło!
I Filip z gestem wściekłości odrzucił arkusz bibuły, który zsunął się po pulpicie i upadł za biurko.
Pani de Garennes szybkie rzuciła do koła pokoju spojrzenie.
— Ależ — rzekła półgłosem — wszak Raul i Honoriusz obaj utrzymują, że nie ma testamentu...
— Cóż to znaczy?
— Przynajmniej to, że obaj nie podejrzywają istnienia tego aktu...
— Czyż to przeszkadza mu istnieć?...
— Nie zapewne, ale możliwem jest, a nawet prawdopodobnem, że testament, w ostatniej napisany chwili, znajduje się tu, w jednej z tych szuflad. Oddawna już hrabia nie opuszczał pokoju. Honoryusz zatem musiałby mieć sobie powierzone odniesienie testamentu do notaryusza, a kiedyś go zapytywał o to, byłby ci powiedział.. żadnej przecież me miał przyczyny ukrywać tego przed tobą...
— To prawda — zawołał Filip, którego oczy się zaświeciły.
— A jeżeli znajdziemy — mówiła dalej baronowa — ten testament, będziemy mogli go... usunąć...
— I to prawda! — powtórzył młody człowiek z radosnym dreszczem. — Pilnuj tych drzwi moja matko.
I wskazał na drzwi, któremi wyszedł stary sługa. Pani de Garennes podbiegła ku drzwiom.
— Szukaj bez obawy — rzekła — nikt nas podejść nie może.
Filip szybko obejrzał meble stojące w pokoju. Wszystkie klucze znajdowały się w zamkach. Pierwsze przejrzał biurko, na którem wsparty był przed chwilą. Koleino przepatrzył cztery szuflady lecz nic nie znalazł. Wtedy otworzył pulpit hebanowy i wydał okrzyk tryumfu.
— Nie trzeba było długo szukać — rzekł biorąc kopertę. — Oto testament...
Baronowa zbliżyła się.
— Czy rzeczywiście? — zapytała.
— Zobacz... Napisane własną jego ręką.. Zobaczymy zaraz, czy wuj traktował nas jak obcych, jak wrogów.
Zabierał się do rozerwania koperty, pani de Garennes schwyciła go za rękę.
— Nierozsądny — rzekła — wstrzymaj się.
— Dla czego?
— Jeżeli duplikat tego testamentu złożony jest u notaryusza, lub jeżeli Raul pomimo tego co mówił, wiedział o jego istnieniu, moglibyśmy być oskarżeni o zniszczenie go.
— To słusznie.. a jednakże chciałbym wiedzieć...
— Zaczekaj aż Raul zawiadomi notaryusza o śmierci mego brata... Wtedy nie będziem się mieli czego obawiać, i będziesz mógł postąpić jak ci się podoba...
— Tymczasem ja to zatrzymuję... — rzekł Filip wsuwając kopertę do kieszeni.
Odgłos kroków dał się słyszeć w sąsiednim pokoju. Baronowa spiesznie zajęła miejsce przy łóżku i przybrała postawę płaczącą. Filip stanął przy niej z wyrazem twarzy poważnym i smutnym.
Drzwi otworzyły się i Raul Challins wszedł do pokoju.
— Kochany Filipie — rzekł — skończyłem już wszystkie interesa, akt zejścia już spisany. Jutro mieć będę upoważnienie przewiezienia do Compiègne zwłok naszego biednego wuja. Jutro o czwartej popołudniu furgon pogrzebowy przybędzie do pałacu, zabrać trumnę...
— O czwartej popołudniu? — powtórzył Filip z zadziwieniem.
— Tak.
— Ależ nie możecie jednym tchem jechać aż do Compiègne.
— Zatrzymamy się w Pontarmé i tam odpoczniemy przez kilka godzin nocnych. Woźnica będzie miał co do tego instrukcyę...
— A tak, to rozumiem...
— Myślałem o wszystkich szczegółach, doktór dziś jeszcze przybędzie sprawdzić śmierć. Administracya jutro przyszłe swoich ludzi wraz z trumną, do której zostanie przybitą tablica nosząca imiona i nazwisko hrabiego de Vadans, datę urodzenia i datę śmierci. Pozostaje mi tylko jedna rzecz do zrobienia i to natychmiast.
— Cóż takiego?
— Jechać do Compiègne.
— W jakim celu?
— W celu uprzedzenia o przybyciu zwłok, urządzenia nabożeństwa i pogrzebu... Administracja ułatwi wszelkie trudności, jeżeli się jakie znajdą...
— Ależ zabijesz się z utrudzenia mój biedny Raulu!... Ty, który i tak potrzebujesz spoczynku...
— Później odpocznę... Teraz proszę ciotkę i ciebie, żebyście mnie tu zastąpili.