Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bardzo dobrze. — Pojadę do mojej ciotki, aby zobaczyć kuzyna.
— Pan wicehrabia nie ma nic więcej do rozkazania?
— Nic więcej.
— Mam honor złożyć moje uszanowanie panu wicehrabiemu.
Słowa powyżej przytoczone, zamienione były w przedpokoju.
Vendame otworzył drzwi od ulicy.
Raul wyszedł.
Wspólnik Filipa patrzał za odchodzącym, poczem zamknął drzwi, śmiejąc się sarkatycznie.
— Umie grać komedyą ten nędznik! myślał pan de Challins. — Co za siły woli potrzebowałem, aby mu nie rzucić w twarz jego zbrodni! nie chwycić za gardło i nie zadusić jak psa wściekłego!
Tak myśląc Raul, spojrzał na zegarek.
Wskazywał wpół do jedenastej.
Doktór nie mógł jeszcze odjechać do Nanteuil-le-Haudoin.
Mając dość czasu przed sobą, wicehrabia poszedł na ulicę. Saint-Dominique, zmienił ubranie, ponieważ to co miał na sobie zniszczone było, wdrapywaniem się raz poraź na mur parku do willi baronowej.
Skończywszy tualetę zjadł śniadanie w pobliskiej restauracyi, udał się do zakładu najmu powozów, i kazał sobie dać powóz zaprzęgnięty w tęgiego konia.
O wpół do pierwszej był już na dworcu ze strony wysiadających, paląc cygaro dla zabicia czasu i oczekując doktora Gilberta.


Genowefa po odejściu Gilberta i Raula przechodziła w myśli, najdrobniejsze szczegóły rozmowy, jaka miała miejsce, i tego wszystkiego, co się jej wydarzyło.
Dziewczę w prostocie anielskiej swej duszy, nie mogło podejrzywać, że było ofiarą otrucia, dziwiło ją to co doktór Gilbert robił, i dziwiły ją szczególne pytania, na które zmuszoną była odpowiadać.
Lecz absolutne zaufanie jakie wzbudzał w niej Raul, nie pozwalało niedowierzać doktorowi Gilbertowi.
Ostatecznie nie zajmowała się zbytecznie temi dziwnemi rzeczami, które zauważyła.
Dwie jednak uderzyły ją w sposób szczególniejszy: było to wzruszenie, albo raczej widoczne rozczulenie starca, kiedy do niej mówił, i pocałunek jaki złożył na jej czole, który zdawało się, że czuje dotychczas.
— Kocham go już tego dziwnego przyjaciela Raula, myślała, i pewna jestem, że przywiązanie moje do niego będzie trwałe... Przyrzekł, że mnie wyleczy, i dotrzyma słowa... A zatem zawdzięczać mu będę wszystko, życie, przyszłość, szczęście, będzie jakby ojcem dla mnie! Od chwili kiedy przestąpił próg mego pokoju, czuję się już szczęśliwszą... Odkąd wypiłam to lekarstwo przez niego przyniesione, odżyłam Serce bije mi prawie regularnie. — Ogień, który palił mi piersi, zagasł... Głowa wolna... Nic nie zaciemnia moich myśli... Oh! tak, kochać go będę bardzo tego starca, opiekuna Raula i mego wybawcę!
Kołysana tak słodkiemi myślami Genowefa, wkrótce zamknęła oczy i zasnęła snem spokojnym, uzdrawiającym i nie przebudziła się aż rano.
Otworzywszy oczy czuła się silniejszą niż wczoraj, lecz bladość zawsze taż sama okrywała jej lica, słodkie jej oblicze, ciągle nosiło ślady przeniesionych cierpień.
Baronowa de Garennes nie zapomniała poleceń swego syna.
Zaraz z samego rana wysłała służącego do doktora Loubet z prośbą, aby przyszedł bez zwłoki do willi.