Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w nieświadomości, jaka to osoba była w sobotę wieczorem. Czy tej osoby nie widziałaś pani kiedykolwiek przedtem? Nigdy, panie.
— Czy to był człowiek młody, czy już dojrzały?
— Dojrzały.
— A pan Verniere przyjął go uprzejmie?
— Tak, panie.
— Wrócimy do tego jeszcze później... Teraz zajmijmy się walką pani z mordercą.. Poznałaś pani, że przyszedł do fabryki przed czterema dniami. Podałaś pani rysopis zbyt niedokładny, ażebym mógł się nim kierować w swych poszukiwaniach, a ponieważ fatalność uczyniła cię niewidomą nie jesteś w stanie poznać zabójcy, gdyby przypadkiem zjawił się w pani obecności.
— Tak, panie, niestety.
— Ale — ciągnął dalej urzędnik — wspomniałaś pani o jakimś dowodzie rzeczowym...
— Tak, panie... i ten przedmiot zastąpić mi zdoła oczy, których nie mam już wcale...
— Wytłomacz się pani.
— Najprzód pozwól pan, że zadam ci jedno pytanie.
— Proszę... O co mnie pani chce zapytać?
— Czy pan wierzy w sonambulizm?
— W sonambulizm? — powtórzył Daniel z uśmiechem, w którym przezierał najzupełniejszy sceptycyzm.
— Tak, panie... Czy wierzysz pan?
— Suggestya, hypnotyzm, sonambulizm są na porządku dziennym, wiem o tem — odparł sędzia. — Znakomici profesorowie, zapewne szczerzy, twierdzą, że w pe-