Właśnie znajdował się mańkut i Berthout w tej chwili naprzeciw sztachet willi Kasztanów.
— Tak, to tutaj — rzekł inspektor policyjny. — Dzięki twemu pomysłowi, przyjacielu Magloire, wyszukaliśmy gniazdo.
Magloire zawołał:
— Marto! Marto!
Dziecko odpowiedziało:
— Magloire... Do mnie, Magloire!
— Odwagi!.. Jesteśmy tutaj.
I lewą ręką zaczął gwałtownie dzwonić u drzwi.
— A! — rzekł Berthout — to zupełnie zbyteczne zrywać dzwonek! Gdyby tam kto był, prócz dziecka, nie pozwolonoby mu było wołać i śpiewać.
— Tak, więc co robić?
— Trochę gimnastyki.
Nadeszli i agenci.
Na rozkaz inspektora, jeden z nich przelazł sztachety i otworzył je potem z zewnątrz.
Magloire wbiegł do ogrodu, a potem pobiegł do domu.
Marta, widząc go, klaskała w ręce i wołała:
— Jestem, moja pieszczoszko — rzekł — tylko chwilkę cierpliwości.
Ale drzwi willi były zamknięte.
Pod wspólnym jednak naporem czterech agentów, wreszcie ustąpiły.
Wejście było wolne.
— Ty, Magloire do małej — rzekł inspektor — a my tymczasem zrobimy rewizję w domu.
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/386
Wygląd
Ta strona została przepisana.