— Bądź spokojny... O’Brien nie popełni żadnej nieostrożności... Dla dopięcia swego celu, przedsięweźmie wszelkie środki ostrożności, a gdy będzie miał medium w swem ręku, czemprędzej opuści Francyę i nigdy nie powróci.
Głosy były umyślnie przygłuszone i niewidoma ich nie mogła poznać.
— O czem oni mówią? — zapytywała sama siebie. — O jakich ostrożnościach? Co to są za ludzie?
Robert i Klaudyusz, którzy, chodząc, rozmawiali, zawrócili znowu.
Na chwilę zatrzymali się przy sztachetach, które je tylko oddzielały od niewidomej.
Ona słyszała. jak przystanęli.
— I pomimo to wszystko musisz mu dać dwieście tysięcy franków? — rzekł Klaudyusz.
— Odmówić byłoby nieroztropnie.
— Ja też tego nie mówię, tylko powiadam, że to drogo.
— Nie mogę się targować i przyrzekłem mu taką sumę.
— Ha! skoro przyrzekłeś, to wykonaj. Pragnąłbym już dowiedzieć się żeś go zapłacił i że znajduje się zagranicą... chciałbym, ażeby już był daleko od nas.
— Ty teraz nie drżyj. Teraz nie mamy się czego obawiać. Sprawa narobiła wiele hałasu, ale idzie w zapomnienie... i jesteśmy panami położenia.