Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A! to znowu co innego. Wolałbym widzieć oryginał, ale i kopia jest wcale niezła... Cyzeler znał swe rzemiosło...
— Jak sądzisz? czy oryginał jest bardzo stary?
Dutac nie odpowiedział nic.
Teraz cały zatopiony był w badaniu cacka.
— O! o! rzekł naraz — nie, nie mylę się... ja miałem w swem ręku oryginał tej kopii...
Berthout podskoczył, jakby pod naciśnięciem sprężyny.
— Miałeś oryginał w ręku? — powtórzył, niespokojnie.
— Tak... Jestem tego pewny.
— Kiedy?
— O! dawno... Bardzo dawno?
— No, ale mniej więcej?
— Dwadzieścia pięć... a może trzydzieści lat temu...
— Tak dawno!
— Kupiłem go na wyprzedaży we Włoszech, podczas jednej z moich podróży... Cyzelowanie było przedziwne i śliczny również szmaragd, który zastępuje tu szkiełko kolorowe... Benvenuto Cellini pozostawił we Włoszech uczniów, którzy z ojca na syna szli za jego przykładem... klejnocik, wyobrażający jednego ze lwów na placu św. Marka, musiał być wykonany przed stu laty... Bardzo się zapaliłem do tego przedmiotu i zapłaciłem nawet drogo..
— Ile?
— Nie pamiętam już, ale bardzo drogo... Naówczas nie było cyfr, wyrytych na szmaragdzie... Po po-