Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Kazałem wam trochę za długo na siebie czekać... nieprawdaż, moi drodzy — powiedział, wchodząc. — Wujaszek: wybacza mi moje błędy i zabiera mnie ze sobą.
— Jako wspólnika? — zapytała, Matylda.
— Jako sekretarza... Co nie jest jedno i to samo.
— Sekretarza?
— I przyjmujesz?
— Muszę... goły jestem... co mam robić...
— Moje dzieci — wykrzyknęła Matylda — nasz przyjaciel kłamie przed nami! Ja go znam... Coś się u niego święci... No, Fabrycjuszu, gadaj... Co to takiego?...
— Bagatelka... Wuj płaci moje długi, a wiecie że mam ich dosyć...
— No, to rozumiem... — mruknął baron, — jak się tylko zapłaci stare, będzie można zaciągać nowe. A gdzież sukcesja? A cóż umierająca dama, ciocia?...
— Wyszła już zupełnie z chwilowej choroby — odrzekł Fabrycjusz. — Od jutra rana żegnaj wolności. Wuj mnie pod swoje skrzydła zabiera.
Fabrycjusz, jakeśmy to widzieli, kłamał przed swojem towarzystwem, tak jak przed chwilą kłamał przed panem Delariviére. Miał ważne powody, aby ukryć przed światem zamiary wuja — szło mu też bardzo o to, ażeby nikt nie wiedział w jak świetnych warunkach będzie opuszczał Paryż.
Wrzawa zaczęła cichnąć po trochu, nakoniec w mieście i w hotelu zapanowała cisza. Ciekawi, zwabieni jutrzejszą egzekucją i ci co się znajdowali w hotelu pod Jeleniem, pomieścili się jak mogli po wszystkich kątach, na kanapie, na fotelach, na bilardach, na stołach, na krzesłach wreszcie.
Było wpół do dwunastej. Poczciwe miesteczko Melun w pierwszym śnie się pogrążyło. Nad brzegiem Sekwany świeciło się jeszcze w oprawnych w ołów szybach eleganckiej willi, którą zapewne czytelnicy nasi zapamiętali. W tem mieszkaniu, okrytem przez zbrodnię żałobą, czuwała młoda dziewczyna.
Paula Baltus dowiedziała się przed paru godzinami, że morderca jej brata wstąpi jutro raniutko na stopnie szafotu.