Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/767

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Och! jestem już spokojną, jestem zupełnie spokojną! — odrzekła żywo młoda dziewczyna.
— A więc daj mi tego dowód, odpowiadając na kilka pytań, jakie ci zaraz zadam...
Przyrzekłem Grzegorzowi — mówił — że w przeciągu dwóch tygodni powrócę ci zdrowie, muszę więc dotrzymać obietnicy.
Po dokładnem zbadaniu sławny profesor oświadczył:
— Zupełnie jestem zadowolony z ciebie, kochane dziecię, wszystko pójdzie jak najlepiej...
I wyprowadził Verniera do drugiego pokoju, gdzie rzekł do niego:
— Wiesz, kochany chłopcze, że lekarzowi choćby najzdolniejszemu, nie powinno być wolno leczyć ukochanej przez niego osoby...
Dla czego, nauczycielu?
— Dla tego, że w takim razie umysł nie posiada ani dostatecznej pewności, ani zimnej krwi.:
— Miłość oślepia naukę, waha się, próbuje... i nie robi tego, co potrzeba...
Mamy właśnie przed sobą wymowny dowód tego...
— Ty, taki przewidujący zazwyczaj — ciągnął dalej sławny uczony — nie poznałeś dobrze stanu swojej narzeczonej, i nie mogłeś postawić sobie jasnej djagnozy...
Obawiałeś się, jak mi mówiłeś, choroby sercowej, która, jak ci się zdawało, uwydatniła się już różnymi charakterystycznymi przejawami...
Nic podobnego nie istniało i nie istnieje.
— Mamy do czynienia z anemją, spowodowaną wzruszeniami i zmartwieniami Edmy, brakuje czerwonych kulek w krwi zubożałej...
Trzeba temu śpiesznie i w zupełności zaradzić...
— A czy pokonamy chorobę? — zapytał Grzegorz.