Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/765

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Prawda, ale gdzież dla mnie promień słoneczny?...
— Właśnie ci go przynoszę.
— Mówisz żeby mnie pocieszyć...
— Kochana Edmo — ciągnął dalej — zbierz całą pozostałą energję... bo będziesz jej bardzo potrzebować. Mam ci oznajmić ważne nowiny.
I w dodatku pomyślne jeszcze?... Bardzo szczęśliwe.
Młoda dziewczyna uniosła się trochę. Małe rumieńce wystąpiły jej na policzki, oczy się rozjaśniły.
— Mów!... mów... jak najprędzej — zawołała.
— Boję się...
— Nie obawiaj się niczego... Będę spokojną... przyrzekam ci...
— Chodzi o moją matkę, nieprawdaż?...
— Tak... Ostateczna próba, na którą doktor V... i ja liczyliśmy tak bardzo, odbyła się dziś rano...
— Oddech zaparł się w piersiach Edmy.
— I cóż? zapytała słabym, zaledwie dosłyszalnym głosem.
— I próba się powiodła!...
Matka odzyska rozum?...
— Stał się cud prawdziwy... pani Delariviére już została uzdrowiona...
— Przysięgasz mi?...
— Przysięgam!...
Edma złożyła ręce.
— Przytrzymaj mnie... — szeptała. Potrzeba na kolanach podziękować za to Bogu...
— Poczekaj... — odpowiedział Grzegorz — dziękczynna twoja modlitwa, dwojaki będzie miała powód. Ojciec twój....
Nie dokończył.
— Żyje?.. — wykrzyknęła młoda dziewczyna.