Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Biedni nie są niewdzięcznymi, zaczęli rozgłaszać o nauce i bezinteresowności pana Vernier, dzięki czemu i kilku kuracjom nadzwyczaj szczęśliwie przeprowadzonem, stawał się coraz głośniejszym i stał się popularnym. Intryga koleżeńska uznała się za bezsilną i zmuszoną była złożyć broń.
Grzegorz zdobył wzięcie. W groźniejszych chorobach wszyscy jego wzywali, żadne konsyljum nie obeszło się bez niego. Powodzenie nie upoiło go wcale. Pozostał cichym, zawsze zamyślony. Całkiem naturalny i nadzwyczaj taktowny, obchodził się z chorymi z delikatnością, która mu serca ich jednała.
Wiele już bardzo umiał i wiedział, ale powtarzał sobie, że powinien umieć i wiedzieć daleko więcej i pracował bezustannie. Bardzo był bezinteresownym, ale nosząc głęboką miłość, a wiedząc, że w naszych czasach pieniądz rządzi wszechwładnie, chciał zostać bogatym, ażeby zdobyć prawo pozyskania tej, którą kochał. Nie mógł zaś dojść do majątku niczem innem tylko pracą.
Wspomnieliśmy o wrażeniu, jakie wywarły na Grzegorzu Vernier okoliczności, zaszłe przed paru zaledwie godzinami; pozostawiliśmy go pod wrażeniem wielkiego niepokoju.
Zrobił trzy czy cztery wizyty i powrócił do domu, zmęczony, zamyślony i zaniepokojony.
Magdalena, stara jego gospodyni, podała depeszę, przyniesioną w czasie jego nieobecności.
Rozerwał kopertę i przeczytał co następuje:

„Melun, Saint Maude, 10 maja 1874 roku.
Dwunasta, minut pięć.“
„Kochany synu!

„Ojciec chory, potrzebuje twojej opieki. Przyjeżdżaj.

Twoja matka Henryetta.“

Depesza, zwiastująca jakąś złą nowinę, zawsze jest przerażająca.
Grzegorz poczuł dreszcz od stóp do głów, ale nie stracił głowy, od razu powziął postanowienie. Zabrał w kieszeń narzędzia, jakieby mu mogły być potrzebne i zadzwonił na służącą.
— Magdaleno — powiedział — wyjeżdżam do Saint-Maude.