Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/645

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

postępek? Zajmiesz mieszkanie zdala odemnie, w prawym pawilonie willi... Jutro raniutko zejdziesz do ogrodu, ta ja tam przyjdę także, będziemy się przypatrywać wschodowi słońca... No, w takim razie nie powtórzysz chyba, że mnie nigdy już więcej nie zobaczysz.
— Paulo, kochana Paulo, jesteś doprawdy aniołem!
— Bo robię, co sobie życzysz — odrzekła śmiejąc się młoda dziewczyna. Zaczekaj tu na mnie pięć minut...
— Gdzie idziesz?
— Wydam rozkazy pannie służącej, żeby pokój przygotowała.
I panna Baltus odeszła szybko.
Fabrycjusz, pozostawszy sam, nie ukrywał już dzikiej radości swojej. Zwycięstwo wydało mu się teraz pewnym zupełnie. Ani Frantza Rittnera, ani Renégo Jancelyn, ani Matyldy nie potrzebował się już obawiać. Joanna umrze, może już nawet umarła, a lekarze nie domyślą się wcale zbrodni w jej przyspieszonym zgonie. Panna Baltus, dziś jego kochanka, a wkrótce żona, zapomni o swoich mściwych zamiarach. Co do Klaudjusza Marteau, ten jest w tej chwili w Hawrze, a gdy powróci, już niebezpiecznym nie będzie.
Fabrycjusz, mówiąc sobie to wszystko, patrzał z dumą szatana na drogę, jaką przebył, na dzieło, jakie wykonał. Teraz już miał bardzo blisko do celu... dosyć sięgnąć po niego tylko ręką!
Lekki odgłos kroków wyrwał go z tej triumfalnej zadumy. Panna Baltus wydała rozkazy i powracała. Reszta wieczoru przeszła jak błyskawica. Wybiło wpół do dwunastej, gdy Leclére pomyślał, że potrzeba mu doprowadzić do skutku to, co zamierzał.
Kochana Paulo — rzekł — czas zapewne powrócić do mieszkania.
— Już? — szepnęła młoda dziewczyna.
Objął ją swojem ramieniem i odpowiedział: