Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/633

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ten dzielny człowiek prawdę mówi, Grzegorzu — odezwał się doktor V... — Potrzeba na gorącym uczynku schwytać mordercę, a wtenczas nie będzie już żadnej wątpliwości |
— O! kochany profesorze, już teraz wcale nie wątpię — wykrzyknął Grzegorz. — Oczy mi się otworzyły w tej chwili... Przypominam sobie wiele szczegółów, które nie dobrze świadczą o panu Fabrycjuszu Leclére... Przed paru dniami wynalazł on jakiś pretekst aby pozostał sam w moim gabinecie i wtedy to zapewne przeciął drut dzwonka elektrycznego... Brylant, zgubiony w okólniku, świadczy także przeciwko niemu i mocno go potępia... Ale jakim sposobem mógł łotr zdobyć klucze, którymi się posługuje?...
— Dostał je zapewne od doktora Rittnera — odpowiedział doktor Schultz.
— Pocóżby je Rittner mu dawał?... zapytał Grzegorz, patrząc ze zdziwieniem na swojego pomocnika. Czyż oni się znali?
— Ależ doskonale... byli w wielkiej ze sobą przyjaźni i to od bardzo dawna...
— Leclére utrzymywał, że bardzo mało zna mojego poprzednika, że poznał go dopiero przy umieszczaniu pani Dalariviére.
— Kłamał zatem bezczelnie...
— Za przeproszeniem pana doktora, odezwał się Klaudjusz, a co też on mówił panu o Matyldzie Jancelyn.
— Nic... Pytany przezemnie o tę kobietę, oświadczył, że jej nie zna nawet z nazwiska.
— Ach! oszust! zna ją bardzo dobrze. Była z nim razem w Melun w wigilje pewnego dnia pamiętnego, nie potrzebuję mówić więcej. A mam na wszystko dowody i jakie jeszcze dowody! Ani się nawet nie domyśla tego ten nędznik. Dlatego właśnie wysłał mnie szelma do Hawru gdzie nie pojechałem, na szczęście pańskie. A jeżeliby przyszła mu ochota utrzymywać, że posyła mnie tam po zakup małego statku parowego, to mu zakleję gębę tą oto depeszą, którą przejąłem, a którą chciał mu posłać z Mantes