Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/598

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łóżku w strasznych boleściach. Zimny pot wystąpił jej na czoło... wszystkie członki drżały konwulsyjnie, Im bardziej Grzegorz Vernier i doktor Schultz badali dziwny symptomat, tem wydawał im się coraz do zrozumienia trudniejszym. Próbowali środków przeróżnych..
Edma, posłyszawszy jęki w pokoju matki, zerwała się z łóżka, pomimo wielkiego osłabienia, ubrała się pospiesznie i weszła do jej pokoju. Wiemy, co za okropny widok uderzył jej oczy.
— Ależ mama umiera!... — wykrzyknęła młoda dziewczyna, załamując ręce. — Doktorze, ocal ją na Boga... nie daj jej tak cierpieć... rób, co tylko możesz...
— Co mogę?... — powtórzył Grzegorz z rozpaczą. — Niestety ... stoimy wobec niepodobieństwa...
— To okropne! — powiedziała Edma, padając na kolana przy łóżku. — Ja nie chcę, żeby mama umarła, albo ja umrę także... Matko, słyszysz mnie! matko odpowiedz mi... Wytłomacz przynajmniej, z jakiej przyczyny tak cierpisz, żeby ci ulżyć można było.
— Jesteśmy bezsilni — szeptał doktor złamanym głosem — a ja tak wierzyłem w swoją wiedzę... Niedorzeczny ze mnie zarozumialec!... Przekonuję się teraz, że nic a nic nie umiem.
— Boże... — Boże wielki, wszechmocny... — szeptała znowu młoda dziewczyna, zanosząc się od płaczu. — Ja, co z taką ufnością błagałam Cię w nocy, błagam cię na nowo... nie zabieraj mi jej... nie zabieraj!...
Chrapanie Joanny podobne było do konania. Ręce konwulsyjnie zacisnęła na piersiach, jakby chciała przytłumić palący ją ogień. Usiłowała się unieść, ale zaraz opadła na poduszki. Edma, myśląc, że już skończyła, krzyknęła rozpaczliwie, rzuciła się na matkę i objęła ją rękoma.
— Nie, odezwał się Grzegorz, który zrozumiał straszną myśl biednego dziecka — ona żyje jeszcze... Panie Schultz, na wszelki przypadek, daj pan chorej emetyku. Ja jadę...
Panna Delariviére podniosła się blada i przerażona.