Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/566

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy w nocy pali się światło w tym pokoju?
— Nigdy! Byłoby to wielką nieroztropnością! Pani Delariviére bezwiednie mogłaby ogień zapuścić.
— Masz pan najzupełniejszą rację, powiedziałem, nie zastanowiwszy się, rzecz prawdziwie bezsensowną... Czy ciotka dobrze sypia?
— Tak i nie... Śpi snem bardzo lekkim i budzi się za najmniejszym szmerem. Pochodzi to z nadzwyczajnej wrażliwości systemu nerwowego, który podnieca kuracja, jaką prowadzę.
Pani Delariviére nie zważała wcale na obecnych. Oparła głowę o poduszki i przymknęła powieki.
Pozostawmy ją, niech śpi — powiedział Grzegorz...
Panna Baltus i dwaj towarzysze wyszli z pokoju. Obiad był przygotowany. Zasiedli do stołu i pozostawali przy nim bardzo niedługo.
O wpół do dziesiątej Fabrycjusz pod jakimś pretekstem pożegnał Paulę i Grzegorza.
— Do jutra! — rzekł na wyjściu.
W trzy kwadranse potem wchodził do willi, gdzie Laurent oczekiwał go zakłopotany.
Klaudjusz Marteau pilnował również powrotu Lecléra. Skoro usłyszał dzwon, oznajmiający, że przybywa, wsunął się w krzaki, przeszedł trawnik i wdrapał się na kasztan, na którym miał, jak wiemy, swoje obserwatorjum. Zaledwie się usadowił pomiędzy najgęstszemi gałęziami, zajaśniało światło w oknach Fabrycjusza. Laurent ze świecznikiem w ręku otworzył drzwi i przyświecał wchodzącemu.
Klaudjuszowi dopisywało szczęście. Wieczór był gorący, intendent pouchylał okna dla wpuszczenia świeżego powietrza. Marynarz nie tylko mógł wszystko widzieć, ale tak jak poza wczoraj, mógł także wszystko słyszeć dokałdnie...
— Co to się dzieje, panie Laurent?.. — zapytał Fabrycjusz. — Rano zasypiałeś tak twardo, że nie podobna cię było rozbudzić, a teraz wyglądasz, jakbyś, jak to powiadają, z katafalku uciekł... Nie wyglądasz wcale na zwycięzcę, mój kochany...