Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/526

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czy ją zna, a jeżeli tak, to powie nam może, jakie istniały stosunki pomiędzy tą kobietą, a biednym moim bratem...
— Jestem na rozkazy pani, próbę zrobimy, kiedy się pani podoba...
— Dzisiaj zaraz, przed moim wyjazdem do Melun.
— Dobrze, proszę pani...
I kiedy rozmawiając ciągle, zbliżali się oboje do pawilonu. Grzegorz spostrzegł Fabrycjusza, wysiadającego z powozu, przed sztachetami ogrodu, od strony ulicy Raffet.
— Otóż i pan Leclére — powiedział do Pauli.
— Pozwól mi działać, doktorze — odezwała się młoda dziewczyna. — Za chwilę będziemy wiedzieli czego się trzymać.

ROZDZIAŁ LX.

Fabrycjusz pocałował Paulę w rękę i z wielką uprzejmością przywitał Grzegorza Vernier.
— Pani już gotowa!... — odezwał się do narzeczonej która odrzekła z uśmiechem:
— Gdy pan pozna lepiej moje zwyczaje, to się dowie, że wstaję równo ze dniem. Ranne świeże powietrze wydaje mi się cudownem.
— A nasze chore, doktorze? — zapytał znowu Verniera. — Jakże się mają?
— Nie odwiedzałem ich jeszcze dzisiaj — odrzekł Grzegorz. — Ale nie obawiam się żadnego pogorszenia. Zaraz się o tem przekonamy. Może pan zechce nam towarzyszyć?
— Będę bardzo z tego szczęśliwy, obawiam się tylko, czy panna Baltus nie życzy sobie zaraz odjechać.
— O! nie spieszy mi się wcale — odrzekła Paula. — Zjemy jeszcze śniadanie tutaj...
— W takim razie służę państwu.
— Chodźmy, — odezwał się Grzegorz, bo już czas.
— Wszyscy troje udali się w stronę zabudowań warjatek.
Fabrycjusz myślał przez drogę:
— Zobaczę zapewne Matyldę. Trzeba bardzo czuwać nad sobą.