Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/430

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Powrócił do kajuty, czołgając się zawsze pomiędzy linami i zaraz wybiegł spowrotem na schody i z całych sił zaczął krzyczeć:
— Na pomoc!... na pomoc!... doktorze, gdzie jesteś? Na Boga, co tchu przybywaj!...
Przygnieciony masztem majtek wydawał ostatnie tchnienia. Nauka nie mogła mu już nic pomódz, nie mogła nawet cierpień biedaka uśmierzyć. Doktor opuścił salę sypialną, bo starania jego były bezużyteczne i pospieszył do Fabrycjusza z zapytaniem:
— Co znaczą te krzyki? Co się tu stało? Czyby panu Delariviére gorzej być miało?
— Doktorze — odrzekł łotr głosem złamanym — obawiam się strasznego nieszczęścia. Wuj w gwałtownej malignie wyskoczył z łóżka i pomimo wszelkich usiłowań moich, ażeby go powstrzymać, uciekł z kajuty, obaliwszy mnie na ziemię.
— O, do wszystkich djabłów — zaklął doktor — i gdzie się teraz znajduje?
— Na pomoście!
— Na pomoście, w taką ulewę... bez ubrania... to może zabić go jak pchnięcie nożem!... A jak go tu odszukać w tej ciemności piekielnej?.. Chodź pan, poprosimy kapitana o pomoc z kilku ludzi... Co za nieszczęście... do stu fur beczek... co za nieszczęście!...
Doktor wybiegł szukać kapitana, gdy właśnie rozległy się gwałtowne krzyki, najstraszniejsze ze wszystkich, jakie się mogą rozlegać na okręcie na pełnem morzu i w dodatku podczas burzy.
— Do pomp!
Piorun, uderzywszy w jeden z masztów, spowodował na dnie okrętu pożar, nie spostrzeżony narazie, a który teraz zamanifestował się klębami dymu i wylatujących iskier.
W tej samej chwili słup ognia oświetlił złowrogiem światłem cały okręt i przepaść morską, gotową go pochłonąć.
Doktor Bardy spojrzał dokoła i zobaczył majtków, do pomp biegnących. Potrząsnął głową i powiedział:
— Biedny pan Delariviére, odbył już ostatnią swą podróż!