Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/391

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bo nie drgnęła wcale, nie wymówiła ani jednego słowa. Na próżno Paweł odzywał się do niej najczulszym głosem, na próżno błagał, ażeby odpowiedziała chociażby gestem, nie zdawała się słyszeć go wcale i ciągle zachowywała jednakowe milczenie. Kiedy doktor przestąpił próg pokoju, pan de Langenois był w takim stanie rozstroju nerwowugo, że nie mógł nic powiedzieć, wskazał tylko chorą i głośno płakał. Na szczęście doktor nie potrzebował go wypytywać. Laurent opowiedział mu już wszystko, przeprowadzając przez ogród willi. Zbliżył się tedy do chorej i zaczął ją długo egzaminować.
— Twarz zaczerwieniona — mówił, — spojrzenie nieruchome, powieki szeroko rozwarte... Uderzenie gwałtowne... Trzeba puścić krew koniecznie... Proszę o miednicę...
Laurent pospieszył wykonać rozkaz i z miednicę w ręką, poważny, jak przystało na człowieka, posiadającego zaufanie, oczekiwał milcząco na rozkazy doktora.

ROZDZIAŁ XXVII.

— Zbliż się pan trochę — powiedział doktor — i podsuń z łaski swej miednicę pod lewą rękę chorej.
Laurent zastosował się do informacji. Paweł milczał i z wielką obawą śledził każde poruszenie doktora. Ten odsłonił rękaw szlafroczka, w jaki była ubraną Matylda i pewną ręką przeciął żyłę. Krew trysnęła.
Widząc czerwoną fontannę, Paweł zadrżał od stóp do głów. W miarę upływu krwi, oczy Matyldy traciły nieruchomość, piersi się uniosły i lekki oddech poruszył usta. Doktor zamknął żyłę podwójnym kompresem i zbandażował tak, aby krew nie mogła się już wydobyć za poruszeniem ręki.
— Już jej lepiej?... prawda panie?... zapytał Paweł.
Doktor miał zamiar odpowiedzieć w sposób zapewne potwierdzający, ale nie starczyło mu czasu. Młoda kobieta uniosła się na posłaniu, rzuciła dookoła spojrzenie najprzód zdziwienia, a potem przerażenia i głosem przytłumionym przemówiła: