Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Paweł spojrzał ukradkiem na Matyldę i pomyślał:
— Czy ona prawdę wówi?
W chwili, kiedy stawiał sobie to pytanie, ktoś dwukrotnie zastukał do drzwi salonu.
— Proszę — odezwała się Matylda.
Pokojówka ukazała się w progu.
— Proszę pani, przyszedł brat pani.
Matylda rzuciła na Pawła pytające spojrzenie.
Młody człowiek bardzo pobladł i odpowiedział:
— Poproś pana Jancelyna, aby przyszedł.
Rozkaz ten wydany był głosem tak dziwnym, że zaniepokoił Matyldę bardziej.
— Właśnie w chwili, kiedy René dzwonił, miałeś mi coś objaśnić.
— Bądź spokojną! — odpowiedział Paweł — nie stracisz nic na zaczekaniu.
Jancelyn wszedł do pokoju.
— Dobry wieczór, kochana siostrzyczko — odezwał się, całując Matyldę. — Moje uszanowanie panu, panie de Langenois...
Paweł ukłonił się bardzo sztywno i zimno. Obaj mężczyźni po raz pierwszy dopiero się ze sobą spotkali.
— Przyszedłeś bardzo późno — powiedziała Matylda.
— Prawda — odrzekł René — ale nie mogłem wcześniej. Tyle mam interesów na głowie... Likwiduję się oto poprostu. Że jednak jutro rano wyruszam w drogę, nie chciałem nieucałować mojej siostrzyczki!...
— Bardzo dobrze żeś przyszedł, bo będziesz mógł panu de Langenois dać pewne wyjaśnienie w sprawie, która go obchodzi...
— Jestem na rozkazy wice-hrabiego — odrzekł René z więcej pozorną, niż rzeczywistą pewnością siebie... bo zaczynał coś podejrzywać i niepokoić się. — A o co to chodzi takiego?
— Wszakże ty odebrałeś za mnie pieniądze, nieprawda? — zapytała Matylda — z czeku dwadzieścia pięć tysięcy, wystawionego przez pana de Langenois?