Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ LXIX.

Fabrycjusz, przestępując poraz pierwszy próg domu, w którym mieszkał brał Pauli, poczuł dreszcze po całem ciele.
Cała jego istota zbuntowała się mimowoli, ale nędznik ten posiadał serce z kamienia, a czoło ze śpiżu.
Przedsięwziął zadanie, które musiał rad nie rad wypełnić, dla ocalenia siebie i wspólników, a zresztą silny jakiś czar pociągał go do młodej dziewczyny.
Rozkazał z tego powodu swoim rysom, żeby nie wydawały, jaka straszliwa walka się w nim toczyła. Wczesna godzina nie pozwoliła zasiąść od razu do stołu.
Panna Baltus kazała podać chłodniki na balkon, z którego w wigilją egzekucji posyłała ukłon Fabrycjuszowi.
Jakób Lefébre zaproponował zwiedzenie parku przed śniadaniem. Projekt przyjęto ogólnie.
Zeszli wszyscy do parku i zapuścili się w gęstą aleję.
Jakób Lefébre wziął Paulę pod rękę i odprowadził zdala od całego towarzystwa, w celu porozmawiania z nią otwarcie.
Fabrycjusz spostrzegł manewr bankiera i ucieszył się niezmiernie, bo wiedział dobrze, że poczciwy człowiek działa w jego własnym interesie.
— Cóż to znów, panie Lefébre — odezwała się panna Baltus z uśmiechem — czyś pan się uwziął, ażeby ze mną oblecieć cały park koniecznie?... Cóż znów za mucha ukąsiła pana i skąd ten pospiech gwałtowny?...
— Pilno mi, rzeczywiście, odsunąć się od uszu ciekawych — odrzekł bankier. — Teraz już jesteśmy dostatecznie oddaleni, nikt nie może nas słyszeć, korzystajmy zatem z czasu.
— Cóż za szczególna ostrożność! Masz mi pan więc zakomunikować jakieś ważne odkrycie?
— Nie żartuj, tylko posłuchaj, co ci powiem. Czy zastanowiłaś się nad tem, o czem rozmawialiśmy u nas, wtedy rano, przed twoim odjazdem z Paryża?
— Ależ — odrzekła po pewnem wahaniu — mówiliśmy o wielu rzeczach, jak mi się zdaje.