Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Taka sama operacja zmusiła mnie do odebrania życia Fryderykowi Baltus, dzięki czemu stoję u stóp szafotu, a ty i doktor zagrożeni jesteście galerami.
— Głupstwo — zawołał Renè — żyjesz jednakże, a my wolni jesteśmy.
— Powtarzam ci, bądź ostrożny, zaprzestań tej gry ohydnej, bo pomimo zręczności swojej, możesz się zaplątać bardzo łatwo.
— Mów sobie, co chcesz. Ja nie zaniedbam moich talencików, bo cóżby mi pozostało? Życie w Paryżu bardzo jest kosztowne, mój drogi.
— Pomyśl, że popełniasz okrutną niezręczność! Fałszować ten czek jest czystem szaleństwem! Paweł Langeais dał go Matyldzie, dowie się bardzo łatwo, że przechodził przez twoje ręce.
Renè wzruszył ramionami.
— Daj pokój! — odrzekł. — Nie jestem ani głupcem, ani dzieciakiem! Dobrze się zabezpieczę. Działać będę ze ze świadomością. Podejrzewać będą cały świat, ale wcale nie pomyślą o mnie! Nie obawiam się niczego. Robota będzie tak dobrze wykonaną, że potrafi omylić samego pana de Langeais. Zobaczysz, jak się to robi.
Renć poprawił ogień w piecu, przy którym, jak wiemy, grzało się kilka żelazek. Potem zasiadł przy stole i wybrał dwie flaszeczki dobrze zakorkowane. Płyn, zawarty w pierwszej, czysty był, jak kryształ. Druga flaszeczka napełniona była płynem koloru złotego, także bardzo przezroczystym.
Renè odkorkował obie flaszeczki, umaczał mały pendzelek i pociągnął leciutko tym pendzelkiem po słowach „dwadzieścia pięć tysięcy franków“, wypisanych całemi literami, oraz po liczbie oznaczającej tę sumę. Zatkał flaszeczkę, wyjął z ognia jedno żelazko, wypróbował stopień jego gorąca zbliżaniem do policzka i pociągnął po czeku, nałożywszy nań poprzednio kawałek bibuły. Odjął żelazko. Z pisma nie pozostało ani śladu, ale na papier wystąpiły tłustawe plamy. Innym pendzelkiem, umaczanym w płynie bezbarwnym, zwilżył młody