Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A tak... zgładzić... — powiedział z uśmiechem Fabrycjusz. — Zdaje mi się, że to chciałeś powiedzieć.
— Nie, nie, ja nie jestem do tego zdolny... ja brzydzę się krwią.
— Tchórzem jesteś, mój kochany, popychasz innych naprzód, a sam pozostajesz w tyle... Ale takie to już twoje usposobienie i nie myślę robić ci wymówek. Pozwól mi tylko działać podług woli. Nie życzę już sobie bezpotrzebnego morderstwa. Ja mam coś lepszego od zbrodni, coś daleko zręczniejszego.
René kiwnął głową i zapytał:
— Więc Paula Baltus utrzymuje, że dojdzie prawdy?
— Najzupełniej jest o tem przekonaną.
Długie milczenie nastąpiło po tych słowach, poczem fałszerz zapytał znowu:
— Czy widziałeś dziś doktora?
— Widziałem, ale w okolicznościach, które mi nie pozwalały pomówić z nim otwarcie... Jutro go zobaczę.
— Opowiedz mu o wszystkiem... Może nasunie nam jaką myśl do pokonania Pauli bez wszelkich trudności.
— Wątpię... Paula Baltus posiada broń potężną, silną wolę, pragnienie zemsty i ogromny majątek.
— Więc jest bardzo bogatą?
— Miljonową...
— Młoda?
— Tak.
— Ładna?
— Zachwycająca...
Renè podniósł się żywo. Zbliżył się do wspólnika i spojrzał mu prosto w oczy.
— Fabrycjuszu — rzekł — ocalenie nasze w twoim ręku!... Zostań panem serca i duszy Pauli, będziesz miał nad nią zupełną przewagę...
— To wiadome.
— Czy zdecydowany jesteś spróbować?
— Dlaczegóżby nie?
— Czy łatwo ci przyjdzie dać sobie radę z tą dziewczyną?