Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Rozumiemy doskonale kochanego pana! — odrzekł Fabrycjusz — bo my także jesteśmy uszczęśliwieni!... Co do mnie, przyznaję, że wieczór dzisiejszy to najpiękniejszy wieczór w mojem życiu i na zawsze zachowam go w pamięci...
— Ja zapomniałam prawie o swej żałobie i smutku — szepnęła Paula Baltus. — Nie pamiętam już, kiedy tak się śmiałam, jak dzisiaj...
— O! kochane dziecię! — wykrzyknął bankier, chwytając młodą dziewczynę — co ja bym dał za to, żeby zatrzeć w twoim umyśle wspomnienia nieszczęścia, które cię tak okrutnie dotknęło.
Posłyszawszy słowa bankiera, Fabrycjusz zbladł śmiertelnie, dreszcz przeszedł go od stóp do głowy i potrzebował wielkiej siły woli, aby spokój zachować.
Paula wstrząsnęła głową i odpowiedziała:
— Nie mogę pogrążać się w nieustannej boleści, nie mogę wieczną żałobą odgradzać się od świata. Ale nie licz pan na to, żebym kiedykolwiek zapomniała mego brata. Nie zapomnę go nigdy.
— Nie masz potrzeby go zapominać, kochana Paulo — powiedział Lefébre — ale potrzeba, ażebyś go mogła wspominać bez łez i odnawiania rany bolesnej. Wspomnienie ukochanego nieboszczyka nie powinno ci przeszkadzać w projektach przyszłości.
— A! rozumiem! Pan Bóg da nam sposobność pomszczenia tych, których nam odebrano.
— Bądź ostrożną, moje dziecię — odezwała się żona bankiera — myśl to niebezpieczna, zemsta nie jest dobrym doradcą.
— A zresztą jesteś pomszczoną! — wtrącił znowu Lefébre morderca dług głową zapłacił.
— Czy pewnym pan jesteś tego? — zapytała sierota z dziwnym wyrazem.
— Czyż nie został stracony przed trzema dniami?
— Prawda, że zginął jakiś człowiek, skazany przez prawo! Ale co dowodzi, że człowiek ten był istotnym winowajcą?